Even if the sky was crashing down,
And no light of day was to be found,
I will never break down.
You can say whatever I'll fight my way.
I would never be in your masquerade.
I will never break down.
I'm never gonna break down!
And no light of day was to be found,
I will never break down.
You can say whatever I'll fight my way.
I would never be in your masquerade.
I will never break down.
I'm never gonna break down!
Alexis
stała przyczajona za drzwiami, starając się usłyszeć jak
najwięcej, a przy tym nie dać się nakryć. Choć głosy mężczyzn
były stłumione, zdołała zrozumieć większość z usłyszanych
słów:
-
Czego więc oczekujesz Spencer?
-
Właściwie to niewiele. Dam ci szansę sprawdzić swoje umiejętności
aktorskie.
- To
znaczy?
- To
znaczy, że potrzebuję wiarygodnego świadka. Chcę się jej pozbyć,
ale tym razem nie na rękę mi psy na ogonie. I tak zaczynają coraz
bardziej węszyć. Dlatego zrobisz, a właściwie powiesz to, co
będzie dla mnie wygodne, niezależnie od tego co zobaczysz.
-
Wiesz, właściwie to nie mam podstaw...
-
Pamiętaj, że stary, dobry Hector potrafi się odwdzięczyć.
Podobno twój synek wybiera się na studia...
- No
nie wiem, ma dopiero czternaście lat...
- Oh,
ale przecież kiedyś dorośnie. A ja chcę żeby wyszedł na ludzi.
Wujek Hector może i chce mu pomóc, no, chyba, że tatuś zmaści
interes. Wtedy zapewne młody będzie mógł zapomnieć o liceum... -
po tych słowach nastała cisza. Alexis niemalże słyszała bicie
swego serca. Wtedy w pomieszczeniu rozległ się dźwięk skrzypiącej
podłogi.
-
Dobrze więc. Jaki scenariusz sobie ułożyłeś?
-
Najprostszy z możliwych. Takie są najskuteczniejsze. Alexis wkrótce
się tu pojawi... - na dźwięk swojego imienia dziewczyna zadrżała,
chciała jednak poznać powód, dla którego Hector Spencer,
człowiek, którego uważała za swojego mentora, rozmawia o niej z
jakimś podrzędnym szewcem.
- Moi
chłopcy załatwią brudną robotę, a ty masz tylko zeznać policji,
że zabiliśmy ją w obronie własnej, ale w taki sposób, żeby
prokurator ci uwierzył.
Alexis
znieruchomiała. Właśnie usłyszała, że Spencer planuje ją
zabić. Człowiek, któremu ufała, którego przez połowę swojego
życia traktowała niemalże jak ojca, teraz pragnął jej śmierci.
Podświadomie zrobiła krok do tyłu, jednak napotkała przeszkodę.
Ze stojącego za jej plecami regału zleciało kilka pudełek, robiąc
przy tym nie mały hałas. Drzwi biura otworzyły się gwałtownie i
pierwszy stanął w nich Hector.
Nie
zastanawiając się długo wyciągnęła broń przed siebie i
wymierzyła nią w mężczyznę.
-
Alexis, nareszcie. Czekaliśmy na ciebie. - usłyszała.
- Tak
wiem, jestem tu już dłuższą chwilę.
- Oj,
rodzice cię nie nauczyli, że nie ładnie tak podsłuchiwać? Ach,
wybacz, zapomniałem, że ty nie masz rodziców. - Spencer zaśmiał
się, a wraz z nim towarzyszący mu mężczyźni.
- O
co tu chodzi? Co tu się dzieje, Hector? - zapytała skołowana.
- Dla
ciebie pan Spencer, kotku. - odpowiedział jej z poważną miną. -
Pamiętasz, jak ci mówiłem o twoim zadaniu?
-
Tak, miałam sprzątnąć szewca... - głos dziewczyny drżał. Nie
miała pojęcia, co myśleć.
-
Zgadza się, ale wiesz? Zaszły małe zmiany. Ten tutaj... - Hector
położył rękę na ramieniu rzemieślnika - … może mi się
jeszcze przydać, a ty... Hmm, cóż możesz mi zaoferować?
- Nie
rozumiem...
-
Widzisz, nie ma nic za darmo. Powiedzmy, że daruję ci życie, ale
musisz mi zaoferować coś w zamian. Proste.
-
Czego zatem oczekujesz?
- Nie
wiem. Bądź kreatywna... - po tych słowach zapadła cisza. Hector
oczekiwał odpowiedzi, Alexis zastanawiała się, co takiego może mu
dać. Chociaż bardziej zastanawiało ją to, dlaczego musi mu dawać
cokolwiek. W końcu nie wytrzymała, musiała zapytać:
-
Dlaczego?
- Co
dlaczego?
-
Dlaczego to robisz? Dlaczego pragniesz mojej śmierci? Spędziłam
połowę życia u twego boku, troszczyłeś się o mnie, uczyłeś
mnie tych wszystkich rzeczy... - Alexis wylewała z siebie potok
słów, czując jak łzy cisnął jej się do oczu. Spencer zrobił z
niej zabójcę, ale przez te wszystkie lata stał się najbliższą
osobą, jaką miała...
- Oh,
nie rozklejaj mi się tutaj. Widzisz? Jesteś bezużyteczna. Jedyne
co potrafisz robić, to płakać? - odpowiedział jej z wyrzutem. -
Jesteś nikim! Nikim, Alexis! Uświadom to sobie! Myślałem, że
zrobię z ciebie gwiazdę, że będziesz mistrzem w tym fachu, ale
nie nadajesz się. Zmarnowałem na ciebie dziesięć lat. Nadeszła
pora, bym ten błąd skorygował. - Hector zbliżył się do
dziewczyny i wyszeptał jej do ucha:
-Mi
się już nie przydasz, a za dobrze mnie znasz, zbyt wiele wiesz, bym
mógł cię puścić wolno...
Po
tych słowach odwrócił się na pięcie i dał znak swoim ludziom,
którzy przykładając Alexis broń do skroni, obezwładnili i
wyprowadzili ją na zaplecze.
Jeden
z mężczyzn pchnął ją tak, iż upadła na kolana. Syknęła cicho
odczuwając ból, jednak starała się nie okazywać słabości.
Czuła się już wystarczająco upokorzona przez Hectora.
- To
co laleczko, pora się pożegnać... - drugi z mężczyzn zaśmiał
się kpiąco. Alexis poczuła jak żal kumuluje się w jej wnętrzu,
ewoluując w gniew. Chichot oprawców tylko potęgował to uczucie.
Wiedziała, że nie chce umierać, że teraz największym jej
pragnieniem jest to, by pokazać im, że się mylą, że nie mają
racji, że lata ćwiczeń nie poszły na marne. Uniosła powoli głowę
i przymrużonymi oczami spojrzała na mężczyzn, którzy stali nad
nią i w dalszym ciągu wyśmiewali i obrażali ją. W tym momencie
podjęła decyzję. Szybko ułożyła w głowie plan. Może nie był
on doskonały, może dawał tylko jedną szansę, a
prawdopodobieństwo porażki było niebezpiecznie wysokie, ale nie
zamierzała poddać się bez walki.
- No
to pa, pa chłopcy... - szepnęła i szybkim ruchem wyszarpnęła
broń mężczyźnie stojącemu bliżej. Padł strzał. Najpierw
jeden, potem drugi...
-
Nareszcie. - Hector odetchnął słysząc huk wystrzałów. Podszedł
do okna i nie odrywając wzroku od szyby, zwrócił się do szewca:
-
Wiesz, co masz robić?
-
Tak... - mężczyzna odpowiedział niepewnie i chwycił za telefon,
wykręcając numer na policję. Ledwie zdążył zabrać dłoń z
aparatu, gdy padł strzał, a maszyna rozleciała się w drobny mak.
- Co
u licha?! - wrzasnął Spencer, odwracając się gwałtownie.
-
Przyznaję, że nie tego się spodziewałem... - powiedział już
spokojniej, kiedy dostrzegł stojącą w progu postać dziewczyny.
- Tak
ławo się mnie nie pozbędziesz. - syknęła kierując pistolet
prosto w jego pierś.
- Nie
zrobisz tego. - zaczął grę pewny swego mężczyzna.
-
Skąd ta pewność?
-
Mówiłem ci już, jesteś słaba, bezużyteczna, nie nadajesz się
do tego.
-
Wiesz Spencer, zamierzam wyprowadzić cię z błędu. - odpowiedziała
mierząc w jego kolano. W następnej sekundzie ołowiana kula
przeszyła powietrze, by z hukiem przebić nogę mężczyzny. Krew
trysnęła na ścianę, a Spencer zawył z bólu.
-
Wyjdź stąd. - rozkazała szewcowi, a gdy ten zamarł w przerażeniu,
przyłożyła mu broń do skroni i wrzasnęła:
-
Spierdalaj, jeśli ci życie miłe!
Mężczyzna
nie ociągał się dłużej i czym prędzej wybiegł z pomieszczenia.
- Co
cię opętało? - krzyknął Hector, obserwując sytuację z poziomu
podłogi.
- Ty
Hector. To wszystko twoja zasługa. Nauczyłeś mnie fachu, a teraz
dałeś bodziec do działania, do tego, by wykorzystać nabyte
umiejętności. - wysyczała. Jej przeszywający wzrok wyrażał całą
nienawiść, jaka zrodziła się w niej tej nocy. - Przyznaję,
szkoda, że nie zobaczysz moich sukcesów. Szkoda, że nie będę
mogła się z tobą nimi dzielić, ale sam do tego doprowadziłeś. A
teraz będziesz moją pierwszą ofiarą na zlecenie. Sama sobie
zlecam, by zakończyć twój nędzny żywot. Nie dałeś mi nic, poza
ranami na ciele i duszy, więc teraz ja odbiorę ci to, co masz
najcenniejsze... - Alexis wyciągnęła broń przed siebie, mierząc
prosto w serce mężczyzny.
- Nie
zrobisz tego... - Hector chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tym
momencie dziewczyna pociągnęła za spust. Krew trysnęła z rany
ochlapując wszystko wokół. Kilka kropel opadło nawet na wciąż
wyciągniętej ręce Alexis. Zapadła cisza. Głucha cisza przerywana
jedynie tykaniem wiszącego na ścianie zegara.
Nagle
jasny promień wschodzącego słońca wpadł do pomieszczenia,
oświetlając martwą twarz Spencera. Alexis spojrzała na niego po
raz ostatni, nie czując jednak żalu. Po chwili usłyszała dźwięk
policyjnych syren, dobiegający ze znacznej jeszcze odległości.
Wiedziała, że powinna uciekać i tak też zrobiła. Schowała broń
za paskiem spodni i ruszyła do wyjścia. Idąc chodnikiem w stronę
auta uświadomiła sobie, że ostatnią rzeczą jaką przed śmiercią
widział Hector Spencer, była jej uśmiechnięta twarz. Po raz
pierwszy poczuła smak satysfakcji...
_____________
No i jest część druga i ostatnia.
Enjoy!
A przy okazji polecam Wam nowy rozdział na moim drugim blogu.
"Okrzyki rozpaczy i bólu
roznosiły się po całym mieście. Każda ulica, każdy zakątek
zbrukany był krwią niewinnych. Setki ciał opróżnionch z
życiodajnej cieczy zalegały na placach i w alejkach jako ślad po
ataku krwiopijców."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz