5 czerwca 2014

FANFICTION: Sprawa Charlotte Wrigley I

Weszła bez pukania. Nie dostrzegła nikogo, więc ruszyła dalej. Już na schodach słyszała melodię graną przez niego na skrzypcach. Uśmiechnęła się lekko. Całkiem nieźle mu szło. Ostrożnie stąpała po kolejnych stopniach, by żadna deska pod jej stopami nie zaskrzypiała zbyt głośno. Podeszła do drzwi i pchnęła je lekko. Nie śmiała jednak przekroczyć progu. Muzyka ustała. Przestał grać. Nie potrafiła zrobić kolejnego kroku. Wpatrywała się tylko tępo w podłogę. Nie miała pewności, czy postępuje słusznie. Ale już było za późno na wątpliwości.
Kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie, spojrzała przed siebie. Zobaczyła go na własne oczy. Wiele o nim słyszała, widziała go nawet w gazetach, a teraz stał krok przed nią. Nie mówił nic. Dostrzegła jednak jego pytające spojrzenie.
- Nazywam się Charlotte Wrigley. Potrzebuję pańskiej pomocy. -
Jeszcze przez chwilę patrzył na nią w milczeniu. Widziała jak delikatnie mruży oczy. Czyżby się zastanawiał czy ją przyjąć? Na odpowiedź nie musiała długo czekać. Gestem zaprosił ją do środka i podsunął jej krzesło by usiadła. Sam zajął miejsce w swoim ulubionym fotelu. Założył nogę na nogę, ręce położył na oparciach fotela i spojrzał na klientkę.
- Słucham. - ponaglił kobietę widząc jej niezdecydowanie.
- Przychodzę do pana, ponieważ... - brunetka utkwiła wzrok w podłodze. On cierpliwie czekał, aż zacznie opowiadać swoją historię – zapewne kolejną nudną historię o tym, że ją mąż zdradza, tylko nie wie czy cycatą sąsiadką, czy młodą blondynką z warzywniaka. Albo lepiej, że jej przyjaciółka zdradza męża, tylko, o ironio, nie wiadomo z kim.
- Prze... przepraszam. Nie potrzebnie zajmuję pański cenny czas. Przepraszam. - wydukała kobieta i pospiesznie ruszyła ku wyjściu. On tylko zmarszczył brwi i odprowadził ją wzrokiem.

- Chłopcy, przyniosłam wam herbatę! - wykrzyknęła radośnie ze schodów pani Hudson. Weszła do pokoju i postawiła tacę na stoliku.
- Dziękujemy. - mruknął pod nosem John wpatrzony w monitor laptopa. Był zbyt zajęty pisaniem nowego wpisu na bloga, by choćby spojrzeć w kierunku starszej pani. Sherlock zaś stał przy oknie wpatrzony w jakiś punkt w oddali i najwyraźniej nie miał ochoty odzywać się do kogokolwiek. Do czasu. Nie minęło pięć minut od wyjścia pani Hudson, a Holmes zaczął chodzić po mieszkaniu w tą i z powrotem. W końcu zatrzymał się gwałtownie na środku pokoju i wymruczał:
- Nudzi mi się! - John nie odpowiedział nic. Przewrócił tylko teatralnie oczami i wrócił do pisania. Nie dane mu było jednak dokończyć. Jakby na zawołanie, ku uciesze Sherlocka zadzwonił telefon. Wiadomość. Lestrade. Zabójstwo.
Holmes uśmiechnął się szeroko do telefonu i chwyciwszy płaszcz wybiegł z mieszkania niczym poparzony.
- Sherlock... Co się stało? Sherlock?! - Watson nie usłyszał jednak odpowiedzi. Krótko mówiąc został zignorowany. Westchnął ciężko i zamknąwszy laptopa ruszył za przyjacielem.

Po niecałych czterdziestu minutach jazdy byli na miejscu. Brenford. Augustus Close. W okolicy rzeka wyrzuciła na brzeg ciało kobiety.
Sherlock szedł pewnym krokiem. Zwłoki leżały na brzegu przykryte czarną folią. Wyciągnął rękę i odsłonił twarz denatki.
- Kobieta nazywa się... - zaczął Lestrade.
- Charlotte Wrigley... - przerwał mu Holmes. Rozpoznał ją od razu. Kasztanowe włosy, charakterystyczne rysy twarzy...
- Skąd wiesz? Znasz ją? - zapytał John.
- Tak jakby. - odpowiedział detektyw – Była u mnie wczoraj. -
- Była twoją klientką? -
- Nie. Przyszła, ale nie powiedziała po co. I wyszła. - Sherlock wzruszył ramionami.
John uniósł znacząco brwi ze zdziwienia, ale nic nie odpowiedział. Podszedł do zwłok i po pierwszych oględzinach stwierdził:
- Ciało znajdowało się w wodzie jakieś osiem godzin co najmniej. -
- Zwróć uwagę na zasiniaczenia z tyłu głowy... - wtrącił Lastrade.
- Hmm, została uderzona jakimś tępym narzędziem i to kilkakrotnie. Ale dopiero sekcja odpowie nam na pytanie, czy wpadając do wody była nieprzytomna, czy już martwa... - Watson spojrzał na Sherlocka. Myślał. Przyglądał się i rozmyślał. Chyba już na coś wpadł.
- Miała przy sobie dokumenty? - zapytał nagle detektyw.
- Miała tylko ten identyfikator. - odpowiedział Lestrade podając mu zabezpieczony przedmiot. Była to plastikowa karta, wielkości karty bankomatowej, ze zdjęciem, nazwiskiem ofiary i logo firmy.
- Park Gazette... - wymruczał pod nosem Holmes i nie zastanawiając się dłużej ruszył w stronę czekającej taksówki.
- Sherlock? Dokąd idziesz? - krzyknął za nim John.
- Do redakcji. - odpowiedział detektyw unosząc dłoń, w której trzymał identyfikator. Chwilę później odjechał taksówką w stronę centrum.

Budynek, w którym mieściła się redakcja nie wyróżniał się spośród innych. Ot, kamienica jakich wiele w tym mieście. Nawet po wejściu do środka nie można było jednoznacznie stwierdzić, czy tu faktycznie znajduje się 'centrum dowodzenia' londyńskiej gazety. Żadnego szyldu, czy czegokolwiek w tym rodzaju. Kilka biurek, prawie przy każdym ktoś siedział. Albo czterdziestokilkuletnia tleniona blondynka, obgryzająca właśnie paznokieć z małego palca, albo niechlujnie ubrany facet, wyraźnie na kacu. Tylko jedno biurko stało puste. Tylko na tym jednym biurku panował porządek: papiery posortowane i poukładane, wszystkie ołówki i długopisy znalazły swoje miejsce w kubku stojącym obok niedużej lampki, komputer był wyłączony. Uwagę Sherlocka zwróciła małych rozmiarów tablica korkowa, oparta o ścianę obok biurka. Do owej tablicy przyczepionych było kilka kartek z notatkami: "Spotkanie z J. 17.00", "Znaleźć kontakt do prezesa", "G&B COMP". Reszty notatek Holmes niestety nie zdążył przeczytać, ponieważ podszedł do niego mężczyzna, około trzydziestu lat i bojowo nastawiony, zapytał:
- Kim pan jest? Co pan tu robi? -
- Ja? Ja się nazywam... Adam. Adam Smith. Byłem, to znaczy jestem przyjacielem Charlotte. - wymyślił na szybko detektyw. Niestety, mężczyzna rozpoznał go, w końcu twarz Sherlocka już wielokrotnie ukazała się na łamach prasy i w telewizji. Więc stwierdziwszy, że nie życzy sobie obecności detektywa w redakcji, kazał ochroniarzom wskazać mu drogę do wyjścia. W ten oto sposób Holmes był zmuszony skorzystać z pomocy Lestrade'a i za jego pośrednictwem wyciągnąć jak najwięcej informacji z redakcji.

Było późne popołudnie, kiedy John i Lestrade pojawili się w mieszkaniu Sherlocka. Każdy z nich miał coś do powiedzenia.
- Znam wstępne wyniki sekcji. - zaczął John – Ciało znajdowało się w wodzie około dziewięciu godzin. Co ciekawe, w płucach nie znaleziono ani śladu wody. Kobieta była więc martwa, kiedy jej ciało wrzucono do rzeki. Przyczyną śmierci było najpewniej silne uderzenie tępym narzędziem w tył głowy. - wyjaśnił zajmując miejsce w swoim ulubionym fotelu.
- Jeszcze wczoraj była w redakcji, pracownicy twierdzą, że wyszła koło 16.30. Od tamtej pory nikt się z nią nie kontaktował, więc nikt nie wiedział, że jej się coś stało. Nawet to, że nie zjawiła się w biurze nikogo nie zdziwiło, bo podobno często pracowała "w terenie". - dodał Lestrade.
- J. - wyszeptał Holmes. Lekarz i inspektor spojrzeli na siebie nawzajem, nie rozumiejąc, o co chodziło detektywowi. Po chwili obaj posłali przyjacielowi pytające spojrzenie.
- Na tablicy w biurze Charlotte wisiała kartka, "Spotkanie z J. 17.00'. Wyszła o 16.30, więc zapewne wybierała się na to spotkanie. - wyjaśnił Sherlock.- Pytanie tylko, kim jest J.-
W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. To była pani Hudson, ale nie sama.
- Sherlock, masz gościa. - powiedziała starsza kobieta, wpuszczając do pomieszczenia młodą kobietę, dwudziestokilkuletnią. Miała krótkie blond włosy i charakterystyczne duże okulary na nosie. Holmes rozpoznał w niej jedną z dziennikarek Park Gazette. Kiedy tam był, tylko ta jedna dziewczyna była wyraźnie skupiona na pracy.
- Dobry wieczór. Ja nazywam się Jane Nettles, jestem przyjaciółką Charlotte Wrigley. - zwróciła się nieśmiało do Sherlocka – Wiem, że interesował się pan sprawą jej śmierci, a ja... Ja chyba wiem, kto ją zamordował... -


TO BE CONTINUED... ;)

4 komentarze:

  1. Sherlock to świetna postać literacka, ciekawie go wplątałaś. Naprawdę podoba mi się. Napisane z lekkością, umiejętnie prowadzona akcja. Wciąż muszę powtarzać, że mnie nie zawodzisz. ;) Także tego... czekam na dokończenie historii i mam nadzieję, że to nie będzie jedyny epizod z Sherlockiem :)
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurcze, jak ja lubię twoje komentarze! Serducho rośnie, a rączki same się pchają do klawiatury, żeby pisać, ochota i wena od razu wracają. :D
      Dzięki serdeczne za opinię!

      Usuń
  2. Matululu! Sherlock! <3 Czyli nie tylko ja to oglądałam i nie tylko ja tęsknie do 4 serii.
    Ale wracając. Pięknie napisane. Widziałam wszystko wyraźnie dzięki doborowi słów i tej malowniczości przekazu. Idealnie uchwyciłaś Sherlocka i jego zachowanie. Żadnego "zonku", że nie pasuje mi on do znanej mi już postaci :3 Więcej Sherlocka, ale już! I daj mi znać, gdy pojawi się kolejna część z nim. Kocham! i gifa też kocham. Ben *.* Śmiem twierdzić, że ten pan jest bardzo blisko pozycji Johnnego w moim serduchu xD
    I z innej beczki...
    Kolejny rozdział Marci i Johnnego! Tak wiem, strasznie szybko, ale chce to już skończyć. Ale nie odejdę na dobre. Już szykuje kolejnego bloga, a pierwszy rozdział już nawet naskrobałam. Aż śmieć mi się chce, że akurat pod tym Twoim opowiadaniem zostawiam tą informację xd
    http://fantastycznefantasy.blogspot.com/?zx=661ab5eb2da7f5ec

    OdpowiedzUsuń
  3. Detektyw! ohohohohoho....nie oglądam tego serialu, więc mało iwem o stylu tego Scherloocka, ale podoba mi się xD Chyba zatrzymam się na tym blogu na dłuzej, koleżanko. Wrzuciłam cię do listy czytanych
    pozdro!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy