Weszła bez pukania. Nie dostrzegła
nikogo, więc ruszyła dalej. Już na schodach słyszała melodię
graną przez niego na skrzypcach. Uśmiechnęła się lekko. Całkiem
nieźle mu szło. Ostrożnie stąpała po kolejnych stopniach, by
żadna deska pod jej stopami nie zaskrzypiała zbyt głośno.
Podeszła do drzwi i pchnęła je lekko. Nie śmiała jednak
przekroczyć progu. Muzyka ustała. Przestał grać. Nie potrafiła
zrobić kolejnego kroku. Wpatrywała się tylko tępo w podłogę.
Nie miała pewności, czy postępuje słusznie. Ale już było za
późno na wątpliwości.
Kiedy drzwi otworzyły się gwałtownie,
spojrzała przed siebie. Zobaczyła go na własne oczy. Wiele o nim
słyszała, widziała go nawet w gazetach, a teraz stał krok przed
nią. Nie mówił nic. Dostrzegła jednak jego pytające spojrzenie.
- Nazywam się Charlotte Wrigley.
Potrzebuję pańskiej pomocy. -
Jeszcze przez chwilę
patrzył na nią w milczeniu. Widziała jak delikatnie mruży oczy.
Czyżby się zastanawiał czy ją przyjąć? Na odpowiedź nie
musiała długo czekać. Gestem zaprosił ją do środka i podsunął
jej krzesło by usiadła. Sam zajął miejsce w swoim ulubionym
fotelu. Założył nogę na nogę, ręce położył na oparciach
fotela i spojrzał na klientkę.
- Słucham. - ponaglił
kobietę widząc jej niezdecydowanie.
- Przychodzę do pana,
ponieważ... - brunetka utkwiła wzrok w podłodze. On cierpliwie
czekał, aż zacznie opowiadać swoją historię – zapewne kolejną
nudną historię o tym, że ją mąż zdradza, tylko nie wie czy
cycatą sąsiadką, czy młodą blondynką z warzywniaka. Albo
lepiej, że jej przyjaciółka zdradza męża, tylko, o ironio, nie
wiadomo z kim.
- Prze... przepraszam.
Nie potrzebnie zajmuję pański cenny czas. Przepraszam. - wydukała
kobieta i pospiesznie ruszyła ku wyjściu. On tylko zmarszczył brwi
i odprowadził ją wzrokiem.
- Chłopcy, przyniosłam
wam herbatę! - wykrzyknęła radośnie ze schodów pani Hudson.
Weszła do pokoju i postawiła tacę na stoliku.
- Dziękujemy. - mruknął
pod nosem John wpatrzony w monitor laptopa. Był zbyt zajęty
pisaniem nowego wpisu na bloga, by choćby spojrzeć w kierunku
starszej pani. Sherlock zaś stał przy oknie wpatrzony w jakiś
punkt w oddali i najwyraźniej nie miał ochoty odzywać się do
kogokolwiek. Do czasu. Nie minęło pięć minut od wyjścia pani
Hudson, a Holmes zaczął chodzić po mieszkaniu w tą i z powrotem.
W końcu zatrzymał się gwałtownie na środku pokoju i wymruczał:
- Nudzi mi się! - John
nie odpowiedział nic. Przewrócił tylko teatralnie oczami i wrócił
do pisania. Nie dane mu było jednak dokończyć. Jakby na zawołanie,
ku uciesze Sherlocka zadzwonił telefon. Wiadomość. Lestrade.
Zabójstwo.
Holmes uśmiechnął się
szeroko do telefonu i chwyciwszy płaszcz wybiegł z mieszkania niczym
poparzony.
- Sherlock... Co się
stało? Sherlock?! - Watson nie usłyszał jednak odpowiedzi. Krótko
mówiąc został zignorowany. Westchnął ciężko i zamknąwszy
laptopa ruszył za przyjacielem.
Po niecałych
czterdziestu minutach jazdy byli na miejscu. Brenford. Augustus
Close. W okolicy rzeka wyrzuciła na brzeg ciało kobiety.
Sherlock szedł pewnym
krokiem. Zwłoki leżały na brzegu przykryte czarną folią.
Wyciągnął rękę i odsłonił twarz denatki.
- Kobieta nazywa się...
- zaczął Lestrade.
- Charlotte Wrigley... -
przerwał mu Holmes. Rozpoznał ją od razu. Kasztanowe włosy,
charakterystyczne rysy twarzy...
- Skąd wiesz? Znasz ją?
- zapytał John.
- Tak jakby. -
odpowiedział detektyw – Była u mnie wczoraj. -
- Była twoją klientką?
-
- Nie. Przyszła, ale nie
powiedziała po co. I wyszła. - Sherlock wzruszył ramionami.
John uniósł znacząco
brwi ze zdziwienia, ale nic nie odpowiedział. Podszedł do zwłok i
po pierwszych oględzinach stwierdził:
- Ciało znajdowało się
w wodzie jakieś osiem godzin co najmniej. -
- Zwróć uwagę na
zasiniaczenia z tyłu głowy... - wtrącił Lastrade.
- Hmm, została uderzona
jakimś tępym narzędziem i to kilkakrotnie. Ale dopiero sekcja
odpowie nam na pytanie, czy wpadając do wody była nieprzytomna, czy
już martwa... - Watson spojrzał na Sherlocka. Myślał. Przyglądał
się i rozmyślał. Chyba już na coś wpadł.
- Miała przy sobie
dokumenty? - zapytał nagle detektyw.
- Miała tylko ten
identyfikator. - odpowiedział Lestrade podając mu zabezpieczony
przedmiot. Była to plastikowa karta, wielkości karty bankomatowej,
ze zdjęciem, nazwiskiem ofiary i logo firmy.
- Park Gazette...
- wymruczał pod nosem Holmes i nie zastanawiając się dłużej
ruszył w stronę czekającej taksówki.
- Sherlock? Dokąd
idziesz? - krzyknął za nim John.
- Do redakcji. -
odpowiedział detektyw unosząc dłoń, w której trzymał
identyfikator. Chwilę później odjechał taksówką w stronę
centrum.
Budynek, w którym
mieściła się redakcja nie wyróżniał się spośród innych. Ot,
kamienica jakich wiele w tym mieście. Nawet po wejściu do środka
nie można było jednoznacznie stwierdzić, czy tu faktycznie
znajduje się 'centrum dowodzenia' londyńskiej gazety. Żadnego
szyldu, czy czegokolwiek w tym rodzaju. Kilka biurek, prawie przy
każdym ktoś siedział. Albo czterdziestokilkuletnia tleniona
blondynka, obgryzająca właśnie paznokieć z małego palca, albo
niechlujnie ubrany facet, wyraźnie na kacu. Tylko jedno biurko stało
puste. Tylko na tym jednym biurku panował porządek: papiery
posortowane i poukładane, wszystkie ołówki i długopisy znalazły
swoje miejsce w kubku stojącym obok niedużej lampki, komputer był
wyłączony. Uwagę Sherlocka zwróciła małych rozmiarów tablica
korkowa, oparta o ścianę obok biurka. Do owej tablicy
przyczepionych było kilka kartek z notatkami: "Spotkanie z J.
17.00", "Znaleźć kontakt do prezesa", "G&B
COMP". Reszty notatek Holmes niestety nie zdążył przeczytać,
ponieważ podszedł do niego mężczyzna, około trzydziestu lat i
bojowo nastawiony, zapytał:
- Kim pan jest? Co pan tu
robi? -
- Ja? Ja się nazywam...
Adam. Adam Smith. Byłem, to znaczy jestem przyjacielem Charlotte. -
wymyślił na szybko detektyw. Niestety, mężczyzna rozpoznał go, w
końcu twarz Sherlocka już wielokrotnie ukazała się na łamach
prasy i w telewizji. Więc stwierdziwszy, że nie życzy sobie
obecności detektywa w redakcji, kazał ochroniarzom wskazać mu
drogę do wyjścia. W ten oto sposób Holmes był zmuszony skorzystać
z pomocy Lestrade'a i za jego pośrednictwem wyciągnąć jak
najwięcej informacji z redakcji.
Było późne popołudnie,
kiedy John i Lestrade pojawili się w mieszkaniu Sherlocka. Każdy z
nich miał coś do powiedzenia.
- Znam wstępne wyniki
sekcji. - zaczął John – Ciało znajdowało się w wodzie około
dziewięciu godzin. Co ciekawe, w płucach nie znaleziono ani śladu
wody. Kobieta była więc martwa, kiedy jej ciało wrzucono do rzeki.
Przyczyną śmierci było najpewniej silne uderzenie tępym
narzędziem w tył głowy. - wyjaśnił zajmując miejsce w swoim
ulubionym fotelu.
- Jeszcze wczoraj była w
redakcji, pracownicy twierdzą, że wyszła koło 16.30. Od tamtej
pory nikt się z nią nie kontaktował, więc nikt nie wiedział, że
jej się coś stało. Nawet to, że nie zjawiła się w biurze nikogo
nie zdziwiło, bo podobno często pracowała "w terenie". -
dodał Lestrade.
- J. - wyszeptał Holmes.
Lekarz i inspektor spojrzeli na siebie nawzajem, nie rozumiejąc, o
co chodziło detektywowi. Po chwili obaj posłali przyjacielowi
pytające spojrzenie.
- Na tablicy w biurze
Charlotte wisiała kartka, "Spotkanie z J. 17.00'. Wyszła o
16.30, więc zapewne wybierała się na to spotkanie. - wyjaśnił
Sherlock.- Pytanie tylko, kim jest J.-
W tym momencie rozległo
się pukanie do drzwi. To była pani Hudson, ale nie sama.
- Sherlock, masz gościa.
- powiedziała starsza kobieta, wpuszczając do pomieszczenia młodą
kobietę, dwudziestokilkuletnią. Miała krótkie blond włosy i
charakterystyczne duże okulary na nosie. Holmes rozpoznał w niej
jedną z dziennikarek Park Gazette. Kiedy tam był, tylko ta
jedna dziewczyna była wyraźnie skupiona na pracy.
- Dobry wieczór. Ja
nazywam się Jane Nettles, jestem przyjaciółką Charlotte Wrigley.
- zwróciła się nieśmiało do Sherlocka – Wiem, że interesował
się pan sprawą jej śmierci, a ja... Ja chyba wiem, kto ją
zamordował... -
TO BE CONTINUED... ;)
Sherlock to świetna postać literacka, ciekawie go wplątałaś. Naprawdę podoba mi się. Napisane z lekkością, umiejętnie prowadzona akcja. Wciąż muszę powtarzać, że mnie nie zawodzisz. ;) Także tego... czekam na dokończenie historii i mam nadzieję, że to nie będzie jedyny epizod z Sherlockiem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
Kurcze, jak ja lubię twoje komentarze! Serducho rośnie, a rączki same się pchają do klawiatury, żeby pisać, ochota i wena od razu wracają. :D
UsuńDzięki serdeczne za opinię!
Matululu! Sherlock! <3 Czyli nie tylko ja to oglądałam i nie tylko ja tęsknie do 4 serii.
OdpowiedzUsuńAle wracając. Pięknie napisane. Widziałam wszystko wyraźnie dzięki doborowi słów i tej malowniczości przekazu. Idealnie uchwyciłaś Sherlocka i jego zachowanie. Żadnego "zonku", że nie pasuje mi on do znanej mi już postaci :3 Więcej Sherlocka, ale już! I daj mi znać, gdy pojawi się kolejna część z nim. Kocham! i gifa też kocham. Ben *.* Śmiem twierdzić, że ten pan jest bardzo blisko pozycji Johnnego w moim serduchu xD
I z innej beczki...
Kolejny rozdział Marci i Johnnego! Tak wiem, strasznie szybko, ale chce to już skończyć. Ale nie odejdę na dobre. Już szykuje kolejnego bloga, a pierwszy rozdział już nawet naskrobałam. Aż śmieć mi się chce, że akurat pod tym Twoim opowiadaniem zostawiam tą informację xd
http://fantastycznefantasy.blogspot.com/?zx=661ab5eb2da7f5ec
Detektyw! ohohohohoho....nie oglądam tego serialu, więc mało iwem o stylu tego Scherloocka, ale podoba mi się xD Chyba zatrzymam się na tym blogu na dłuzej, koleżanko. Wrzuciłam cię do listy czytanych
OdpowiedzUsuńpozdro!