17 lutego 2014

Justify part three

So close, so far
I'm lost in time.
Ready to follow a sign,
If there was only a sign.
The last goodbye burns in my mind.
Why did I leave you behind?
Guess it was too hard to climb.
 
Give me a reason
Why would you want me to live and die
Living a lie.
You were the answer,
All that I needed to justify,
Justify my life...
 
 
 

 
Zamarła. Mężczyzna zbliżał się powoli. Z jakiegoś powodu podniosła kij szykując się do uderzenia, mimo, że rozpoznała ten głos. Niski, ciepły, tak znany, niedawno jeszcze tak kochany.
W końcu stanął naprzeciwko niej. Jego mina dobitnie podkreślała zdziwienie, jakie go opanowało na widok dziewczyny z kijem w rękach. Żadne jednak się nie odezwało. Patrzeli na siebie, nie wiedząc, jak zareagować.
- Lizzy... - odezwał się w końcu. - Przepraszam. - wyszeptał.
- Tak? A za co? - zakpiła wypuszczając z ręki kij. - Może z łaski swojej mi to wszystko wyjaśnisz?! -
Zaczął tłumaczyć wszystko od początku, nie był jednak w stanie spojrzeć jej w oczy. Słuchała go nie wierząc, że to wszystko czyste fakty. Łudziła się, że to tylko przykry sen, który wkrótce minie.
- Dlaczego wróciłeś? - spytała wysłuchawszy jego historii.
- Liz, ja nie mogłem... Ja... Ja cię kocham. Kocham zbyt mocno, bym mógł cię zostawić i zaszyć się gdzieś bez ciebie. Już wolałbym pójść do nich, albo na policję, niżeli spędzić resztę życia bez ciebie... - tym razem patrzył prosto w jej niebieskie oczy.
- Więc idź... - spojrzał na nią pytająco.
- Skoro tak mnie kochasz, idź z tym na policję. Załatw to, skończ tą chorą sytuację, albo... Albo wynieś się z mojego życia na zawsze. - wykrzyczała.
- Ale wiesz, że jeśli im dokładnie wszystko opowiem, też dostanę wyrok. Dobrych kilka lat... -
- Wiem. Ale jeśli mamy kiedykolwiek żyć razem, musisz zakończyć tą farsę. -
Spojrzała za okno. Znalazła jakiś odległy punkt i wpatrywała się w niego starając się, by wilgoć zbierająca się pod jej powiekami nie znalazła ujścia. Jednak zamiast odpowiedzi usłyszała trzask zamykanych drzwi.
 
 
Po tylu zawodach nie pozwalała nadziei rozwinąć się w jej sercu. Nie chciała wierzyć w zmiany, bo bała się, że znów boleśnie przekona się o tym, że są po prostu niemożliwe. A jednak. Erick był na komisariacie. Złożył obszerne zeznania, nie umniejszając swojej roli w całej sytuacji.
Zrozumiał, że nadszedł czas na szczerość. To właśnie jej brak spowodował, że dawne życie nie dało mu spokoju, że ci sukinsyni skrzywdzili jego... No tak, kim dla niego teraz była? Nie narzeczoną, nie dziewczyną, przecież sam z nią zerwał. Ale na pewno ukochaną, jedyną kobietą, na której mu zależało, jedyną, dla której był gotów poświęcić siebie.
Tak, to zdecydowanie była najwyższa pora na uczciwość.
 
Zaplanowanie akcji zajęło kilka godzin, ale policjanci wiedzieli, że muszą się spieszyć. Bandyci dali Liz i Erickowi dwa dni, drugi dzień miał się wkrótce skończyć.
W końcu nadeszła godzina próby. Próby dla sprytu policji, dla inteligencji gangsterów, dla odwagi Ericka i dla miłości, która kiedyś go połączyła z Liz.
 
 
Wszedł do magazynu niepewnym krokiem. Tu mieli się spotkać, miał im przekazać pieniądze. Był świadomy, że teren otoczyła policja, że nie jest sam, ale miał złe przeczucia. Coś podpowiadało mu, że taka sytuacja nie może się skończyć happyend'em.
- Szmat czasu, co Mason? - usłyszał niski, jakby zachrypnięty głos. W ciemnościach zobaczył postać. Nie, kilka postaci.
- Jakoś nie tęskniłem. - odpowiedział pilnując, by głos mu nie zadrżał.
- Jak zwykle dowcipny. Ale przyznam ci się, że ja też za tobą nie tęskniłem. Tęskniłem za moją kasą. - mężczyzna wyszedł z mroku. Był niewiele wyższy od Ericka, ale za to kilka lat starszy. W ręku trzymał broń, gotową do wystrzału.
- Mam kasę i oddam ci ją, ale jeśli obiecasz, że zostawisz nas w spokoju. -
- Was? Ach tak, Elizabeth. Taka piękna dziewczyna, a związała się z takim nieudacznikiem. -
- Uważaj na słowa Marcus. -
- Ha! Grozisz mi? Ty? Mi? Proszę cię... -
- Nie grożę. Ostrzegam. -
- Dobra, dość tych pogawędek. Nudny jesteś. Dawaj walizkę i sp***laj. -
- Dam ci ją, ale obiecaj... -
- Dobra obiecuje. Dawaj! - wrzasnął Marcus mierząc pistoletem prosto w serce chłopaka. Ten położył walizkę na ziemi i delikatnie kopnął w stronę gangstera.
- Dziękuję. - uśmiechnął się szyderczo. W tym momencie do uszu Ericka dobiegł zza pleców Marcusa dźwięk odbezpieczanej broni. Pięciu mężczyzn wyszło z mroku z karabinami wymierzonymi wprost w wystraszonego już nie na żarty chłopaka. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
- Widzisz Erick, myślałem, że jesteś bardziej inteligentny. Jakiś plan B, czy coś w tym stylu. A ty całkowicie zdałeś się na ekhm, policję. Myślałeś, że tak po prostu ci odpuszczę? Że jak odzyskam kasę to wszystko będzie super? Przez ciebie mój dobry kumpel siedzi. Fakt, przejąłem jego stanowisko i nie żebym się skarżył, ale tego wymagała sytuacja. Jako wierny przyjaciel zamierzam go pomścić, bo resztę życia spędzi za kratami. I ty na to nie wpadłeś? Nie pomyślałeś, że zechcę cię zabić? Jakiś ty głupi, aż mi cię... - Marcus spojrzał na Ericka wzrokiem pełnym pogardy. - Nie, nie szkoda mi cię. Zasłużyłeś. Oni ci nie pomogą. - odwrócił się i ruszył w stronę tylnego wyjścia. - Postarajcie się chłopcy, żebym nie musiał po was poprawiać. I poczekajcie aż wyjdę. - bandyta zwrócił się do podwładnych. Po chwili słychać było dźwięk zamykanych blaszanych drzwi, warkot odjeżdżającego auta, a w końcu serię strzałów z kilku karabinów.
 
 
Siedziała na komisariacie kilka godzin, z niecierpliwością czekając na jakiekolwiek informacje.
W końcu zobaczyła człowieka, który dowodził akcją. Podbiegła do niego mierząc go pytającym wzrokiem. Ten zaklął pod nosem i poprosił, żeby usiadła.
 
Nie takich wieści się spodziewała. Nie tego oczekiwała. Nie tak to się miało skończyć. Wpatrywała się tępo w podłogę. Pytali, mówili coś do niej, ale ona nie słuchała. Nie miała już sił tamować łez. Kolejne słone krople spływały po jej bladych policzkach.
Odszedł. Teraz już naprawdę. Już nie wróci, nie powie jak bardzo ją kocha, nie przytuli, nie pocieszy. A przecież miał wrócić z tej cholernej akcji! Mieli zacząć inne życie. Miało być dobrze. Miało być. Ale nie jest. I już nigdy nie będzie.



 

1 komentarz:

  1. ŚWIETNE! *.* Wow. Czytałam jednym tchem. Trochę się co prawda spodziewałam jego śmierci, ale to prze "Donie Brasco", bo ostatnio oglądałam xD Mimo wszystko super się czytało. Podoba mi się i to jak! Łał, łał.
    No dobra, a teraz jeszcze za spamuję i powiem, że u mnie kolejny rozdzialik ;)
    http://fantastycznefantasy.blogspot.com
    Na koniec pozdrowionka, życzenia weny i kolejnych TAKICH opowiadań ^^

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy