1 kwietnia 2014

In joy and sorrow part one*

Oh girl, we are the same.
We are young and lost and so afraid.
There's no cure for the pain,
no shelter from the rain.
All our prayers seem to fall.
 
In joy and sorrow
my home's in your arms.
In world so hollow
it's breaking my heart.
 
 
 *Drogi Czytelniku! Przed przeczytaniem tej części pamiętaj o wstępie do opowiadania! Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś, przeczytasz go tutaj. <intro>
Autorka.
*
Powoli otwierała oczy. Zaczęła poznawać otoczenie. Leżała na łóżku w swojej sypialni. Chciała się podnieść, ale poczuła, że jej ręce są przywiązane do wezgłowia. Gdy chciała przekręcić się na bok, poczuła sznur blokujący ruchy jej nóg. Dziewczyna była coraz bardziej przerażona. Serce biło jej jak oszalałe.
Usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Znieruchomiała. Zobaczyła zbliżającego się do niej mężczyznę. Ubrany był w ciemne jeansy, czarną koszulę i siwą marynarkę. Nie mogła zobaczyć jednak jego twarzy, bowiem nieznajomy założył kominiarkę.
 
- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? - wyszeptała drżącym głosem dziewczyna. Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Zamiast tego mężczyzna podszedł bliżej i usiadł obok niej na łóżku. Dopiero teraz zwróciła uwagę na tacę w rękach nieznajomego. Sok, kanapki z serem i pomidorem, kawa. Najwyraźniej przyniósł jej śniadanie.
 
Mężczyzna postawił tacę na szafce nocnej i zbliżył się do dziewczyny. Kiedy zauważył jak jej ciało napina się w geście obronnym, wyciągnął rękę i pogłaskał delikatnie jej policzek. Ignorując to, że dziewczyna wzdrygnęła się czując jego dotyk, zbliżył usta do jej ucha i wyszeptał:
- Nie bój się, nic ci nie zrobię, skarbie... - po czym sięgnął do jej uwięzionych rąk i odwiązał je od wezgłowia, pozostawiając zarazem więzy na wysokości nadgarstków. Pomógł jej podnieść się do siadu i podsunął tacę ze śniadaniem.
- Przyjdę za piętnaście minut. Jedz spokojnie. - powiedział. Dziewczyna odprowadziła go wzrokiem.
 
Rozejrzała się po pokoju. Zauważyła zasłonięte rolety w oknach. Prócz tego nic nie było przestawione czy zmienione. Spojrzała na siebie. Cały czas była w tym samym ubraniu, w którym wracała z pracy. Nie widziała na sobie żadnych śladów, które mogłyby oznaczać najgorsze. Odetchnęła z ulgą. Usłyszała burczenie. Tak, zdecydowanie jest głodna. Spojrzała na zegarek - dochodziło południe. Nic więc dziwnego, że jej żołądek już domaga się jedzenia. I choć wciąż miała ręce związane na wysokości nadgarstków, poradziła sobie i z kanapkami i z kawą.
 
Kiedy sięgała po sok, drzwi do jej sypialni się otworzyły, a w progu stanął nieznajomy.
- Smakowało? - zapytał.
- Tak. - odpowiedziała nieśmiało dziewczyna.
- Cieszę się. - mężczyzna podszedł bliżej i patrząc na drżące ręce dziewczyny zapytał:
- Potrzebujesz czegoś? Mogę coś dla ciebie zrobić? -
- Uwolnij mnie. - dziewczyna spojrzała na swego oprawcę. W odpowiedzi usłyszała jednak śmiech.
- Skarbie, dobrze wiesz, że tego zrobić nie mogę. Za dużo mnie to wszystko kosztowało. Za długo nad tym pracowałem. -
- Proszę, nikomu nie powiem o tym co się wydarzyło. - błagała.
- Nie, kochanie. - odpowiedział mężczyzna zabierając z rąk dziewczyny tacę.
Brunetka patrzyła na niego przez chwilę zaskoczona, nie wiedząc, co powiedzieć. Postanowiła jednak zapytać:
- Dlaczego mówisz do mnie "kochanie"? - mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie.
- Bo cię kocham Jane. - powiedział gładząc czule jej włosy. - Kocham cię. - powtórzył szeptem i pocałował delikatnie jej czoło.
Dziewczyna zaniemówiła. Patrzyła jak wychodzi. Co tu się dzieje? Skąd on mnie zna? Kocha mnie? Jak to możliwe? Takie pytania biły się w głowie brunetki przez całe popołudnie. Chciałaby mu je zadać, ale się bała. Bała się nie jego reakcji, a odpowiedzi. Przerażała ją nieświadomość, ale obawiała się, że prawda może być jeszcze gorsza. Dlatego kiedy około godziny szesnastej przyniósł jej obiad nie odezwała się do niego ani słowem. On zresztą też milczał. Podobnie przy kolacji.
 
Jakąś godzinę po ostatnim posiłku nieznajomy przyszedł do sypialni dziewczyny i w milczeniu siadając koło łóżka zaczął wpatrywać się w nią. Jane spojrzała na niego pytająco, ten jednak nawet nie drgnął. Oddech dziewczyny znacznie przyspieszył. Bała się. Nie wiedziała co on planuje ani czego mogłaby się po nim spodziewać. Postanowiła jednak wziąć się w garść i pokonując drżenie głosu zapytała krótko:
- Dlaczego? -
- Co dlaczego? - odrzekł po chwili mężczyzna.
- Dlaczego mnie kochasz? - nieznajomy uśmiechnął się.
- Bo jesteś piękna, inteligentna, bo masz czekoladowo brązowe oczy. I twoje włosy, uwielbiam ich zapach. - przerwał w zamyśleniu.
- Skoro więc mnie kochasz, dlaczego mnie więzisz? -
- Bo wiem, że jesteś moja. Tylko moja. I nikt mi cię nie zabierze. Już nigdy. - dziewczyna odwróciła wzrok. Nie potrafiła wytrzymać gdy tak wpatrywał się w nią swoimi niebieskimi oczami. Wcześniej nie zwróciła na to uwagi, ale teraz, z bliska, mimo, że miał kominiarkę na twarzy dostrzegła wyraźnie jego źrenice. Miały w sobie jakiś dziwny urok, coś, co przyciągało ją jak magnes. Usłyszała jak wstaje, by za chwilę usiąść na łóżku obok niej. Poczuła wyraźnie zapach jego perfum. Zapach, który wydał jej się znajomy. Tak, i ten głos. Gdzieś go już słyszała. Niski, zachrypnięty... Próbowała sobie przypomnieć, ale nie potrafiła.
Poczuła jak ręka mężczyzny obejmuje ją w talii. Drgnęła.
- Nie bój się mnie. Nie chcę cię skrzywdzić. - wyszeptał.
Czuła jak oparł brodę o jej ramię, jak przysunął ją do siebie bliżej i przytulił. Drugą ręką odchylił jej długie włosy odsłaniając szyję. Czuła jak delikatnie i powoli składa na niej kolejne pocałunki. Jane zamknęła oczy. Była przerażona. Nie wiedziała jak daleko nieznajomy może się posunąć. Czekała niecierpliwie aż to wszystko się skończy.
Mężczyzna wyczuwając napięcie dziewczyny odsunął się od niej. Brunetka odetchnęła z jednej strony czując ulgę, a z drugiej coś, czego nie była w stanie zidentyfikować. Nie wiedziała co tak naprawdę w tej chwili czuje.
 
Z rozmyślań wyrwał ją głos mężczyzny.
- Proszę. Wypij to i idź spać. - powiedział podając jej szklankę soku. Dziewczyna wypiła posłusznie nieświadoma, co ten sok zawiera. Szybko zrobiła się senna i opadła na poduszkę. Mężczyzna przykrył ją dokładnie kołdrą, pogłaskał delikatnie po włosach i pocałował w czoło szepcząc czule:
- Śpij słodko kochanie. -
*
Podniosła ciężkie powieki. Rozejrzała się dookoła. Nie poznawała tego miejsca. To z pewnością nie jest jej sypialnia. Zebrała wszystkie siły by usiąść. Pokój, w którym się znajdowała nie był duży. Obok łóżka stała szafka nocna, na przeciw ustawiono wielką szafę z lustrem. Jedna ze ścian była szklana i oddzielała pokój od niewielkiego balkonu, z którego rozciągał się widok na ogromne, błękitne morze.
Jane patrzyła na to wszystko ze zdumieniem. Chciałaby wiedzieć, gdzie jest. Chciałaby wrócić do swojego malutkiego, przytulnego domku.
 
W tym momencie coś innego przykuło jej uwagę. Nie miała więzów ani na rękach, ani na nogach. Co więcej, nie miała już na sobie swojego stroju. Teraz była ubrana w satynową piżamę w kolorze mięty. W ogóle nie pamiętała jak się tu dostała, tym bardziej nie pamiętała, żeby się przebierała. W głowie dziewczyny rodziły się najczarniejsze scenariusze, podczas gdy ktoś przekręcił kluczyk w drzwiach. Do pokoju wszedł mężczyzna ubrany w jasnoniebieską koszulę i jeansy. W rękach niósł tacę ze śniadaniem. Tym razem nie miał na twarzy kominiarki i to najbardziej przykuło uwagę Jane. Patrzyła na jego szczupłą twarz, na krótko ścięte, kruczoczarne włosy, na jego wąskie usta wykrzywione w lekkim uśmiechu.
- Ślicznie dziś wyglądasz. - usłyszała. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że stoi przed nim tylko w skąpej piżamce. Patrząc na niego przerażonym wzrokiem cofała się do łóżka. Szybkim ruchem chwyciła kołdrę i zasłoniła nią swoje ciało.
- Kochanie, nie bój się. Co powiesz na wspólne śniadanie? - patrzyła jak kącik ust mężczyzny unosi się nieznacznie. Jej oddech przyspieszył, a do oczu napłynęły łzy. Dziewczyna nie wytrzymała.
- Czego ty ode mnie chcesz, człowieku? Chcesz mnie zgwałcić, zabić, a może jedno i drugie? To proszę bardzo zrób to i daj mi święty spokój! Mam dość! Rozumiesz? Mam dość... - krzyczała. Jej ręce drżały jakby zrobiło jej się strasznie zimno. Jednak czuła narastające gorąco w każdej części ciała. W końcu opadła z sił i płacząc uklękła na podłodze. Tymczasem mężczyzna odstawiwszy tacę ze śniadaniem na szafkę nocną, podszedł do dziewczyny, objął mocno i zaczął uspokajać.
- Spokojnie. Nie bój się. Nigdy w życiu bym cię tak nie skrzywdził. Nie mógłbym. Kocham cię, Jane. Zrozum to. - 
- Człowieku, ty się powinieneś leczyć! Kochasz? Przecież my się w ogóle nie znamy, nie wiem kim jesteś, nie znam nawet twojego imienia, co więcej porwałeś mnie i więzisz nie wiadomo gdzie i usiłujesz wcisnąć mi kit o miłości? - wykrzyczała przez łzy. - Błagam, wypuść mnie. - dodała już spokojniej. - Nikomu nic nie powiem. Będziemy żyć tak, jakby to się w ogóle nie wydarzyło. Proszę. - wydukała.
- Jane, przecież wiesz, że nie mogę. Nie mogę cię teraz stracić. Nie... - odpowiedział spokojnie tuląc roztrzęsione ciało dziewczyny. Po chwili podniósł ją z podłogi i posadził na łóżku.
- Proszę, napij się. - wyszeptał podając jej szklankę soku.
 
Zapadła chwila milczenia. Jane drżała tak bardzo, że z trudem utrzymywała w ręka naczynie z napojem. Brunet podszedł do szklanej ściany i wpatrywał się w jeden punkt. Dziewczyna rozejrzała się po pokoju. Jej uwagę przykuły uchylone drzwi. Mężczyzna musiał zostawić je nie domknięte gdy przyszedł ze śniadaniem. Pomyślała, że to jej jedyna szansa na zakończenie tego koszmaru. Gdziekolwiek są, muszą tu być jacyś inni ludzie. Nie zważając już na to, że ma na sobie tylko piżamę postanowiła uciec. Jej serce waliło jak oszalałe, adrenalina dodawała jej mocy. Spojrzała jeszcze raz na zamyślonego bruneta.
- Teraz albo nigdy. - ponagliła się w myślach. Jeszcze jeden oddech, jedno uderzenie serca...
Zerwała się z łóżka tak gwałtownie, jak gdyby ktoś wystrzelił ją z procy. Nogi pochłaniały wszystkie jej siły. Pokój nie był duży, szybko więc dotarła do drzwi. Przeskoczyła przez próg i wybiegła na schody. Okazało się, że są w wielkim domu, musiała więc szukać wyjścia.
Tymczasem mężczyzna gwałtownie wyrwany z rozmyślań zaklął cicho pod nosem i ruszył za dziewczyną lekkim krokiem.
 
Na szczęście dla Jane drzwi wyjściowe były nieopodal schodów. Szybko dopadła do klamki. Poczuła jednak opór. Zamknięte. Cholera, ten psychopata jednak się zabezpieczył. Szarpała drzwi jeszcze przez chwilę, ale te nie ustąpiły. Szybko pojawiła się jednak inna myśl. Okno. Odwróciła się gwałtownie pobudzona nadzieją rychłej ucieczki. Niestety, za jej plecami stał już ciemnowłosy. Chwycił dziewczynę za ramiona i tak trzymając ją w silnym uścisku zaprowadził do jej pokoju.
- Myślałaś, że mi uciekniesz? O nie, kotku. Nigdy ci na to nie pozwolę. - wykrzyczał rzucając dziewczynę na łóżko. Wściekły podszedł do drzwi i zamknął je na klucz.
- Było przewinienie, musi być i kara. - wysyczał przez zaciśnięte zęby. Podszedł do Jane i uderzył ją w twarz. Bezbronna opadła na poduszkę plamiąc ją krwią z rozciętej wargi. Ale to nie był koniec.
*
Tej nocy dziewczyna nie zmrużyła oka. Ciągle płakała. Chciała wierzyć, że ktoś jej szuka, w końcu już od dwóch dni nie pokazuje się w pracy. Rodzina mieszka daleko, ale znajomi, współpracownicy, albo sąsiedzi... Ktokolwiek. Musieli coś zauważyć. Ale im dłużej o tym myślała, tym mniejszą miała nadzieję. W końcu doszła do wniosku, że jeśli sama czegoś nie wymyśli, będzie skazana na łaskę swego oprawcy.
 

 
TO BE CONTINUED...

2 komentarze:

  1. Wiesz, chciałam Cię przeprosić, że tu nie zaglądałam. I to był błąd. To co napisałaś, trafia w mój gust. Jest po prostu niesamowite. Te opisy... Świetne! Od teraz będę tu zaglądać. A przy okazji zdradzę Ci, że postanowiłam dalej dzielić się z innymi opowieściami. Tym razem nie zakładam, czy będą to kilku rozdziałowe czy krótkie opowiadania. Nie wiem. Na razie tylko zmieniłam adres z jednego z opowiadania, które wcześniej prowadziłam. Już niebawem powinno się coś tam pojawić także obserwuj. :) a c.d. Bez Odpowiedzi... musiałam to zrobić, ktoś nie mile potraktował mojego bloga i wstawił go na piracką stronę(chyba) Nabił udostępnienia, który nigdy nie było itd. Więc, jeszcze raz świetne opowiadanie. Czekam z niecierpliwością. Bo brakowało mi czegoś nowego i dobrego do poczytania... :) Masz we mnie fankę. ;)
    Pozdrawiam!
    Link do nowego bloga: http://shinyvictim.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej! Nawet nie wiesz jak miło znowu cię widzieć (a właściwie twój komentarz, ale to szczegół).
    Serdecznie dziękuję ci za miłe słowa.
    Bardzo się cieszę z twojego powrotu! Oczywiście będę obserwować twoje nowe 'dziecko' :) Jestem pewna, że cokolwiek wrzucisz, czy dłuższe, czy krótsze, na 100% będzie dobre!
    Czekam z niecierpliwością na pierwszy wpis. ;)
    Sara.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy