14 lutego 2014

Justify part two

So close, so far
I'm lost in time.
Ready to follow a sign,
If there was only a sign.
The last goodbye burns in my mind.
Why did I leave you behind?
Guess it was too hard to climb.
 
 
 
"Wybrany abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem sieci." Takiego komunikatu Liz słuchała od dobrych dwóch godzin. I jak się z nim skontaktować? Ma zaledwie dwie doby, telefon nie odpowiada, znajomi nie mają pojęcia gdzie on jest.
Przerażona dziewczyna chodziła po pokoju. Mokre włosy opadały na jej ramiona. Gorący prysznic zdecydowanie polepszył jej samopoczucie. Schowała ręce w rękawach ciepłej bluzy i podeszła do okna. Był środek nocy, a ona sama, zostawiona na pastwę jakichś bandziorów. Jak on mógł? Nawet jej nie ostrzegł. Nic nie powiedział. Palant.

Obudził ją dzwonek do drzwi. Podniosła powoli ciało, krzywiąc się z bólu szyi. Sofa jednak nie jest dobrym miejscem do spania.
Jak się okazało odwiedził ją Mark, przyjaciel Ericka.
- Liz, co ci się stało? - z przerażeniem patrzył na opatrunek na twarzy.
- Zaraz ci opowiem, ale najpierw ty mi coś wyjaśnij. - naskoczyła na niego - Nie wierzę, że nic nie wiesz. Erick musiał z kimś rozmawiać, a jeśli nie ze mną, to z tobą. Kim oni im są? I za co jest im winny pieniądze? No i ile? -
Mark opuścił wzrok i obserwując uważnie podłogę, zamyślił się. Milczeli kilka minut. Ona czekała na odpowiedź, on zastanawiał się co jej powiedzieć.
- Oni ci to zrobili? - zapytał.
- Czyli jednak wiesz. Tak, oni. A teraz żądam wyjaśnień! Kim oni do diaska są? -
- To stara historia. Kilka lat temu Erick wplątał się w aferę narkotykową. Można powiedzieć klasyk. Najpierw trochę brał, potem dilował. Potem zwąchał się z glinami i wystawił im swojego szefa... A przy okazji trochę nakradł. Nie wiem jak to zrobił, ale go nie złapali. Sprzedał towar, otworzył firmę i zaczął teoretycznie uczciwe życie. Potem poznał jeszcze ciebie. -
- Ile? -
- Co? -
- Ile tego było? -
- Na sprzedaży zarobił sto tysięcy... -
Liz z wrażenia usiadła.
- Myślał, że jest bezpieczny, że go nie znajdą. Przeliczył się. Kilka tygodni temu zaczął dostawać głuche telefony. Potem był e-mail. "Mamy cię". Krótko, ale treściwie. Musiał wiać. - mówił cicho mężczyzna wpatrując się tępo jakiś punkt gdzieś za oknem. - Był pewien, że skoro to jego chcą, tobie nic nie zrobią. Dlatego wyjechał sam. Dlatego cię zostawił. Dlatego cię okłamał... - zamilkł, by po chwili dodać. - On cię kochał. Gdyby był pewien, że uda mu się uciec, wziął by cię ze sobą. Ale nie wiedział... Miał świadomość, że mogliby was dopaść, a wtedy żadne z was by nie przeżyło. Wiedział... Myślał, że w ten sposób zwiększy twoje szanse.- Mark spuścił wzrok. Teraz wbijał go w podłogę, gdzieś obok swojego buta.

Zapadła cisza. Ona nic nie mówiła, on nie wiedział, czy powinien się w ogóle odzywać. Ale prawda wyszłaby na jaw prędzej czy później. W tej sytuacji chyba najlepiej, żeby dowiedziała się od niego, choć był świadom, że Erick już dawno powinien jej o tym wszystkim powiedzieć.
- Ale się przeliczył... - skwitowała w końcu Liz. Wytarła ukradkiem tą jedną łzę, która spłynęła po jej policzku. Nie chciała pokazać, jak bardzo ją to dotyka.
Później opowiedziała przyjacielowi, co wydarzyło się poprzedniego wieczora. Miała nadzieję, że on powie jej, jak się skontaktować z Erickiem, albo sam to zrobi. Ale on też nie wiedział. Erick nic po sobie nie zostawił. Żadnego adresu, żadnego telefonu. Zniknął bez śladu.
 
 
Za oknem było już ciemno. Liz siedziała na sofie, okryta ciepłym kocem, z kubkiem herbaty w jednej ręce i pilotem do telewizora w drugiej. Przeskakiwała z kanału na kanał. W rzeczywistości cały dzień myślała o Ericku i tej chorej sytuacji. Kochał ją? Gdyby ją kochał nie zachowałby się w taki sposób. Ostrzegłby ją albo zabrał ze sobą. "Nie, to był tylko pretekst, żeby się ciebie pozbyć..." Ta myśl zakuła ją boleśnie w serce. Ona mu się oddała w pełni, poświęcała się dla niego, naraziła na szwank kontakty z rodziną. Nie lubili go. Mieli rację. Ale ona go kochała. "Jak mogłaś być taka głupia?"
Wielka, słona kropla spłynęła cicho po jej policzku.

Nagle usłyszała jak ktoś wkłada kluczyk do zamka drzwi. Jej serce automatycznie przyśpieszyło. Wstała cicho, odłożyła herbatę i chwyciła leżący nieopodal kij baseballowy, jedną z wielu rzeczy jakie zostawił Erick. Ścisnęła go mocno w obu dłoniach i przyczaiła się za ścianą. Czekała.
Nieproszony gość zamknął drzwi od wewnątrz. Mężczyzna odłożył sporej wielkości czarną torbę na podłogę.
- Lizzy... - usłyszała jego cichy, niepewny głos.
 
TO BE CONTINUED...
 
Znowu . ;) Miały być dwie części, ale pierwsza wersja mi się nie podobała, więc ją trochę pozmieniałam i wyjdzie trochę więcej części. Czy trzecia będzie ostatnią? Nie wiem, ale to możliwe. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy