25 maja 2014

The letter

 
Miałeś kiedyś uczucie, że przeszłość cię dopada? Że ze zdwojoną siłą wraca coś, o czymś bardzo chciałeś zapomnieć, coś, co chciałeś wymazać, by nie wiedział o tym nikt, nawet ty sam? Życie w dniu naszych narodzin jest białą, czystą kartką. Z każdą chwilą, z każdym słowem, gestem, czynem wypisujemy na niej różne głupoty. Kto z nas ich nie popełnia? Znasz kogoś takiego? Ja nie. A prawda jest taka, że wszystko co robimy jest głupotą, bo z czasem okazuje się, że gdybyśmy zrobili inaczej, pewnie wyszlibyśmy na tym lepiej. Ale cóż, taka jest ludzka natura – popełniać błędy, a potem je naprawiać. Tylko nie zawsze tak się da. A los jest tak wredny, że za wszelką cenę nie dopuści, byś zapomniał o błędach z przeszłości i będzie kładł ci pod nogi wszelkie możliwe przeszkody. Tylko od ciebie zależy, czy mu się poddasz, czy upadniesz, by już nie powstać, czy pozwolisz, by niszczył cię od środka sentymentami i wyrzutami sumienia. Wątpisz? Pozwól, że opowiem ci pewną historię. A właściwie, moją historię. Do dziś pamiętam wszystko bardzo dokładnie, chociaż wolałbym zapomnieć. >>Niestety, nie potrafię...<< 
 
Wojsko od zawsze było moim marzeniem. Chciałem iść w ślady ojca. Chciałem, żeby mógł być ze mnie dumny. On był bohaterem wojennym, ja chciałem go naśladować. Dlatego postanowiłem, że zostanę zawodowym żołnierzem. Z perspektywy czasu coraz częściej myślę, że to była jedna z wielu głupot w moim życiu. Zwłaszcza, że matka ze łzami w oczach błagała, mówiła, że nie chce stracić syna, tak jak straciła męża. Ale ja się uparłem.
Potem było już z górki. Do dziś pamiętam szkolenia, pierwszy wyjazd na front, pierwszą poważną bitwę. Dawałem radę. Postanowiłem więc sięgnąć wyżej i tak zwykły szeregowy stał się komandosem. >> Kolejna życiowa głupota. <<
Jednak nie chcę ci opowiadać o tym, jak to było na wojnie. Wiele było takich opowieści, ja nie mam już nic do dodania. A to, co osobiste chcę zachować dla siebie. Tak wolę. Chciałbym raczej pomówić o tym, co było później. 
 
Gdy po latach służby wróciłem do rodzinnego miasteczka, musiałem znaleźć sobie jakieś zajęcie. Wraz z kumplem otworzyliśmy warsztat samochodowy. Chciałem rozwijać zaniedbane hobby. Zastanawiasz się, skąd ten ironiczny uśmiech na mojej twarzy? Za chwilę się dowiesz...
Przez pierwszych kilka miesięcy jakoś się to wszystko kręciło, chociaż nie było łatwo. Ale byłem zadowolony. Może jeszcze nie do końca szczęśliwy, ale zadowolony. Aż do pamiętnej nocy z 23 na 24 października. Przyszli tu. Znaleźli mnie. Przeszłość mnie dopadła szybciej niż się spodziewałem. A spodziewałem się tego. Życie jest zbyt podłe by pozwolić zapomnieć...
Prawda jest taka, że służbę w wojsku skończyłem kilka miesięcy wcześniej, niż się wszystkim wydaje. Można powiedzieć, że zmieniłem branżę. Przeszedłem na ciemną stronę, choć nie do końca z własnej woli.

Kiedy jeszcze byłem w wojsku poznałem... Poznałem Rachel. >> Nie! Nie pokazuj uczuć... << Była... była ładna. Nie, raczej była najśliczniejszą i najdelikatniejszą istotą jaką kiedykolwiek dane mi było spotkać. Co więcej, ta krucha istotka z jakiegoś powodu pokochała właśnie mnie. >> Zwolnij. Głos ci się łamie, a byłeś komandosem idioto... << W każdym bądź razie, to ona miała po mnie przyjechać, gdy kończyłem służbę. I mieliśmy razem zamieszkać. Ale nie przyjechała. Po prostu się nie pojawiła. Poprosiłem kumpla o przysługę. Podwiózł mnie do miasta. Pod jej dom. I wtedy zaczął się koszmar... >> Uspokój się. Trzy oddechy...Tylko trzy... <<
Kiedy tylko podszedłem do drzwi wyczułem, że coś jest nie tak. Były uchylone. A Rachel... Ona zawsze zamykała je na klucz, chociaż to była dość bezpieczna dzielnica. Ale mieszkała sama. Miała prawo się bać... >> Moja mała... << Przestraszyłem się nie na żarty. Wszedłem, wołałem ją, obszedłem cały dom, ale było pusto. Wszędzie pusto... I wtedy zadzwonił jej domowy telefon. Podniosłem słuchawkę i mnie najzwyczajniej w świecie zamurowało. Od razu rozpoznałem ten głos. Charles Donovan. Mój dowódca z czasów, gdy jeszcze byłem szeregowcem. Plotki stały się faktem. Donovan, niegdyś wzorowy żołnierz i powszechnie poważany człowiek stał się 'grubą rybą', ale, że tak to ujmę, po drugiej stronie. Właśnie rozmawiałem z szefem jednego z większych karteli narkotykowych. Co więcej, ten szmaciarz miał Rachel. Słyszałem jej głos. Słyszałem jak krzyczała, błagała, żebym jej pomógł. >> Spokojnie. Opanuj emocje... << 
 
Donovan wykombinował sobie, że będzie jego kartą przetargową. Miałem zrobić coś dla niego, w zamian dostając z powrotem całą i zdrową Rachel. Co ty byś zrobił na moim miejscu?
Nie miałem innego wyjścia. Zgodziłem się. Dla niej...
Następnego dnia już byłem w trasie. Co miałem zrobić pytasz? Właściwie to niewiele. Miałem... zabić kogoś. Gość nazywał się Erick Burdy. Nie pytaj mnie kim był, bo sam tego nie wiem. Dostałem tylko nazwisko i adres. Z resztą nie chciałem więcej wiedzieć. Po co? Miałem zrobić swoje i odzyskać Małą. >> Fuck. Powiedziałeś to głośno. A miało być bez uczuć, pamiętasz bałwanie?? << 
 
Dlaczego ja? Dlaczego mnie wybrał Donovan? Bo słyszał o mnie to i owo. Wiedział, że jestem dobry, że na wojnie pozbawiłem życia wielu ludzi, że nie będę miał skrupułów, że się nie zawaham. Właśnie kogoś takiego potrzebował. Zgadza się, mógł wynająć płatnego zabójcę, ale jak sama nazwa wskazuje musiałby zapłacić i to słono. A ja miałem zrobić robotę za darmo, a właściwie za Rachel. A ponadto potrzebował kogoś, komu ufał. A mi ufał. Znał mnie. 
 
Znalezienie Burdy'ego nie było wcale takie łatwe. Jak się okazało ukrywał się w jakiejś zapyziałej norze gdzieś w lesie, kilkanaście kilometrów od najbliższego miasta. Trochę musiałem pokrążyć po okolicy, zanim trafiłem. Ale z drugiej strony przynajmniej mogło obyć się bez zbędnych świadków. Tylko ja i on. Tylko jeden z nas mógł odejść żywy...
Przez chwilę obserwowałem dom. Szybko zorientowałem się, że jest tam sam. Idealnie. Podszedłem bliżej, wślizgnąłem się do środka. Siedział w salonie przed telewizorem, tyłem do wejścia. Idiota w ogóle się nie zorientował. Wlewał tylko w siebie kolejny litr piwa i zagryzał chipsami. Popatrzyłem nawet chwilę na ekran telewizora. Leciała jakaś marna komedia. Pomyślałem, że dodam jeden żart od siebie. Przyłożyłem mu broń do skroni i pozdrowiłem od Donovana. W następnej sekundzie Burdy już nie żył.
Z samochodu zadzwoniłem do 'szefa'. Nie bierz tego nazbyt poważnie. Był moim wrogiem, nie zamierzałem być jego chłopcem na posyłki. Chciałem tylko odzyskać Rachel. Donovan podziękował i w wysłał mi wiadomość z adresem. Tam miałem ją znaleźć. Uwierzyłem. Pędziłem na złamanie karku. Chciałem ją jak najszybciej uwolnić, wziąć w ramiona i przytulić mocno, pocałować jej bladoróżowe usta... >> Przestań! <<

Nie minęło dziesięć minut, a już byłem na miejscu. To było dziwne miejsce. Jakby stara fabryka. Dookoła było pusto. Musiałem przeszukać budynki. Straciłem nad sobą kontrolę. Biegałem w tą i z powrotem jak opętany... W końcu... W końcu trafiłem na wielkie, metalowe drzwi. Pchnąłem je i... Zobaczyłem ją... Siedziała na krześle, przywiązana do niego, tyłem do wejścia. Miała głowę spuszczoną w dół. Było ciemno, żadnych okien. Tylko otwarte drzwi wpuszczały słabą łunę światła. Dlatego nie zauważyłem tego wcześniej... >> Spokojnie. Opanuj się... Tak ku**wa, łatwo mówić...<<
Podszedłem, dotknąłem jej jeszcze ciepłego ciała. Tak, jeszcze ciepłego. Nie reagowała, gdy wypowiadałem jej imię. Uniosłem jej głowę i zobaczyłem stróżkę krwi, która jeszcze wypływała z dziury w jej czole...
Przepraszam. Daj mi chwilę... >> Rachel. Moja mała Rachel... Przepraszam... Nie rycz! Jesteś ku**wa komandosem, czy nie?! <<

Chwilę później dostałem wiadomość. „Świetnie załatwiłeś sprawę, jestem z ciebie dumny. Niestety twoja dziunia nie była taka grzeczna. To dlatego. Jednego z chłopaków poniosło. Naprawdę mi przykro. Inaczej to planowałem. C.D.”
Nie masz pojęcia co wtedy czułem. Ta wściekłość i bezradność, gniew i pragnienie zemsty...
Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że za kilka miesięcy nadarzy się okazja. 
 
Po tych wydarzeniach wróciłem na stare śmieci i chciałem ułożyć życie od nowa. Ale przeszłość mi nie pozwalała. Za dnia pracowałem, nocami snułem kolejne plany tego, co zrobię Donovanowi kiedy go w końcu znajdę, co będzie go najbardziej bolało, przez co będzie najbardziej cierpiał. Albo żeby po prostu sprzątnąć tego jednego śmiecia z powierzchni ziemi.
W końcu nadeszła noc z 23 na 24 października. Pamiętam dokładnie. Było już po północy, ale ja jeszcze siedziałem w warsztacie nad Seatem sąsiada. Miałem mu wymienić tarcze hamulcowe. Niby nic, ale jakoś wcześniej nie miałem czasu się nim zająć. Mieliśmy wtedy warsztat pełen aut do zrobienia, większość była w kiepskim stanie. I przyszli. Donovan i jego dwóch osiłków. Śmiać mi się chciało, naprawdę. Tłumaczył, że mu przykro, ale musi pozbyć się wszelkich świadków. Mnie również. Wtedy zrozumiałem, że Rachel nie zginęła dlatego, że „jednego z chłopaków poniosło”. Po prostu za dużo widziała. Była zbędnym świadkiem. Tak jak ja. Z tą różnicą, że ja mogłem się bronić, bo miałem i siłę i umiejętności. Ona nie...
Chcieli mnie sprzątnąć po cichu, więc nie wyciągnęli broni. Chcieli... Krótko mówiąc chcieli mi ukręcić łeb. Zaskoczyłem ich, bo się nie poddałem. Dla Rachel. Chciałaby, żebym walczył, żebym się nie poddał. Chciałem żyć dla niej, bo jak długo żyję ja, tak długo żyć będzie to, co nas połączyło... >> Zamilcz... <<*

Jeden dostał kluczem francuskim w skroń. Z drugim siłowałem się trochę dłużej, ale w końcu jego kark się poddał. Został mi tylko Donovan. Ale chyba szkoda mu było eleganckiego garnituru, bo nie cackał się. Najzwyczajniej w świecie chwycił za broń i wymierzył we mnie. Zabawne. Ciągle miałem wrażenie, że nie jest do końca świadom z kim ma do czynienia. Uśmiechnąłem się tyko pod nosem. Dzieliły nas dosłownie dwa kroki. Spojrzałem na niego. Był taki pewny siebie. Żałuj, że nie widziałeś, jak zrzedła mu mina, kiedy jednym szybkim ruchem wykręciłem mu rękę tak, że teraz broń celowała prosto w jego serce. Zaczął grać na zwłokę. Gadał żebym strzelał, śmierć za śmierć. Owszem, ale nie tak szybko. Silnym kopnięciem w brzuch położyłem go na ziemi. Potem połamałem mu ręce i nogi. Kopałem, biłem pięściami jego ciało. Żył, ale był nieprzytomny. Poczekałem chwilę, a kiedy wróciły mu resztki świadomości zrobiłem to samo, co on zrobił Rachel. Przyłożyłem mu lufę broni do głowy dokładnie między oczami. I nacisnąłem spust. 
 
Nie. Nie żałuję. Jednego sku***syna na ziemi mniej.
Pytasz po co ci to opowiadam. Wiesz, w życiu każdego człowieka nadchodzi taki moment, że czuje, że jego koniec jest blisko. Nie znasz dnia ani godziny, ale wiesz, że koniec w końcu nadejdzie. I spisujesz testament. Albo list. Dla potomnych. Niech wiedzą co się działo w twoim chorym umyśle. To jest tak jakby mój list. Możesz go opowiadać komu chcesz. Rób to. Kiedy stąd wyjdziesz, o ile stąd wyjdziesz, niech wszyscy się dowiedzą z kim siedziałeś. I pamiętaj, nigdy nie zapomnisz o swoich błędach. Życie ci na to nie pozwoli. Prędzej czy później i ciebie przeszłość dopadnie. Pytanie tylko, co wtedy zrobisz. Stchórzysz i dasz się zniszczyć? Czy przeciwstawisz się jej i zawalczysz? 
  
*Gwoli ścisłości: (dla tych co się nie domyślili) teksty w >>...<< to myśli, których główny bohater nie wypowiada głośno. To słowa, które kieruje do samego siebie.


I znowu muszę się wytłumaczyć. Tytuł opowiadania tym razem jest inny, niż tytuł piosenki, bo po prostu nie pasuje. Za to piosenka sama w sobie pasuje jak najbardziej, zwłaszcza jeśli chodzi o klimat.  Dzięki niej pokonałam trwającą kilka ostatnich tygodni niemoc twórczą i napisałam praktycznie całość za jednym podejściem. :)

ENJOY!

4 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie napisane, trzyma w napięciu do samego końca. Świetnie wczułaś się w postać, mam wrażenie, jakbym siedziała z nią w karczmie, a nie czytała słowa na ekranie komputera. Dobra robota, cieszę się, że trafiłam na tą stronę. Dziękuję, za wspaniale spędzone kilka minut i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, ale to bardzo dziękuję ci za tak miłe słowa. Naprawdę fajnie wiedzieć, że komuś się podoba! :)

      Usuń
  2. Co tu dużo mówić... niestety, dobór słów, ortografia, napięcie i temat historii jest dla mnie zbyt świetny by go oceniać w jakikolwiek sposób. I niestety coraz bardziej pragnę więcej Twojego pisania, oby nie było to Fantasy, bo tego nie toleruję. Więc czekam na więcej świetnych historii, bo ta mnie zaskoczyła w bardzo pozytywny sposób!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe przestraszyłaś mnie tym 'niestety' na początku... :D Już myślałam, że jest tak tragicznie że szkoda tuszu w klawiaturze na komentowanie ;)
      Ale cieszę się, że jednak ci się spodobało.
      Jeśli chodzi o to fantasy to raczej nie masz się czym martwić. Poczytać mogę, ale nie pisać. Moja wyobraźnia nie jest tak bujna.. Wiem, bo próbowałam... z marnym skutkiem ;p

      Usuń

Obserwatorzy