2 marca 2015

Breakdown

 Even if the sky was crashing down,
And no light of day was to be found,
I will never break down.
You can say whatever I'll fight my way.
I would never be in your masquerade.
I will never break down.
I'm never gonna break down!

Dziewczyna leżała niespokojnie, co chwilę przekręcając się na drugi bok. Nie mogła zmrużyć oka, nie tej nocy. Spojrzała na leżący obok poduszki telefon. Ciągle milczał. Ze zrezygnowaniem opadła na poduszkę, wypuszczając z płuc powietrze. Elektroniczny zegar stojący na półce obok łóżka wskazywał dwadzieścia trzy minuty po pierwszej.
Powoli zamknęła powieki próbując uspokoić nienaturalnie szybko bijące serce. Wydarzenia dzisiejszej nocy miały zadecydować o jej przyszłym życiu, o tym, kim będzie. Jednak ciągle nie dzieje się nic. W duszy Alexis powoli rodziły się wątpliwości. Najpierw dotyczyły tego, czy aby na pewno postąpi słusznie biorąc w tym udział, ale z czasem zaczęła tracić nadzieje na to, że zadzwoni.
Im dłużej się zastanawiała, tym cięższe robiły się jej powieki i nie miała sił, by je podnosić, choć wiedziała, że nie może zasnąć. Czuwała przez kolejną godzinę, może trochę dłużej. Jednak w końcu uległa zmęczeniu i pogrążyła się we śnie.

Była w jakiejś dużej hali. Jedynym źródłem światła była mrugająca lampa, wisząca tuż nad jej głową, jednak i to światło sięgało na odległość zaledwie kilku metrów. Usłyszała kroki. Z mroku wyłoniła się postać mężczyzny ubranego w garnitur, na głowie zaś miał kapelusz. Nie znała go, ale domyślała się, kim on jest.
- Hector... - szepnęła.
- Dla ciebie pan Spencer. - odpowiedział mężczyzna z nieukrywaną pogardą. W tej chwili zobaczyła pistolet w jego ręku. Spojrzała na broń przestraszonym wzrokiem, ale po chwili, skarciwszy się w duchu za okazywanie uczuć, z powrotem spojrzała na twarz mężczyzny. Chociaż ta była zasłonięta przez kapelusz, dziewczyna mogłaby przysiąc, że uśmiechnął się bezczelnie.
- Odpadasz... - usłyszała, a po chwili lufa pistoletu mierzyła prosto w jej serce. Lecz zamiast huku wystrzału usłyszała przerywane rytmicznie buczenie. Rozejrzała się wokół. Mężczyzna zniknął, ale ten charakterystyczny dźwięk stawał się coraz głośniejszy...

Otworzyła oczy szeroko i zaczęła kojarzyć fakty. Buczenie... Wibracje! Zerwała się do siadu niczym poparzona, jednocześnie sięgnęła po dzwoniący telefon.
- Halo! -
- Mówiłem ci, żebyś nie spała, miałaś cierpliwie czekać... - usłyszała niski, męski głos.
- Dan, a ty miałeś zadzwonić. Czekałam, ale ile można... - odpowiedziała z wyrzutem – Mniejsza o to. Mów co wiesz. -
- Za godzinę, u szewca przy Preston Road. Lepiej nie nawal, bo skończysz nafaszerowana ołowiem... - zakpił.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem. - rzuciła chłodno Alexis i rozłączyła się. Westchnęła przeciągle, próbując tym dodać sobie pewności. Jej serce znowu biło jak oszalałe. Spojrzała na zegarek. Trzecia trzydzieści sześć. Pora przestać rozmyślać. Pora zacząć działać...

Zaparkowała swojego starego, czarnego mustanga w pobliżu zakładu szewskiego, ale nie za blisko, żeby pozostać niezauważoną. Była na miejscu dziesięć minut przed czasem, więc czekała. Radio cicho emitowało kolejne dźwięki jakiejś piosenki. Alexis ostatni raz sprawdziła, czy zabrała ze sobą wszystko, chociaż właściwie potrzebowała tylko jednej rzeczy.
Nie minęło pięć minut, kiedy pod zakład szewca podjechała furgonetka, a za nią czarny SUV. Z drugiego auta wysiadło trzech mężczyzn, ubranych w ciemne garnitury.
- Pora wziąć się do roboty... - Alexis westchnęła i wysiadła z samochodu. Ruszyła chodnikiem w kierunku wyznaczonego miejsca, starając się zachować pozory. W końcu ma być tylko przechodniem. Do czasu...
Im była bliżej furgonetki, tym szybciej biło jej serce. Mimo stresu zdołała opanować drżenie rąk. Wiedziała, że to, co za chwilę zrobi albo zapewni jej przyszłość, albo pozbawi ją jej całkowicie. Spojrzała na cel spod naciągniętego na głowę kaptura. Dopiero teraz mogła dostrzec, że w aucie siedzi tylko dwóch mężczyzn. Nie powinni zatem stanowić problemu.
Trzy. Sporym krokiem ominęła kałużę. Dwa. Światło latarni już nie padało na jej ciemną postać. Wsunęła rękę pod kurtkę. Jeden. Szybkim ruchem wyciągnęła broń z tłumikiem, wymierzyła i strzeliła. Drobiny szkła rozsypały się po mokrym asfalcie. Nie spodziewający się niczego mężczyźni zastygli w bezruchu z ołowiem w czaszkach. Po chwili zapadła cisza. Alexis stanęła przed maską auta wpatrując się w swoje dzieło.
- Będzie ze mnie dumny. - szepnęła smutno, kiedy z wnętrza budynku wyszedł jeden z mężczyzn w garniturze. Zaskoczony tym, co zobaczył, zastygł na chwilę nieruchomo. Ten moment wahania przypłacił życiem, bowiem skupiona dziewczyna wykorzystała okazję i bez zbytniego zastanowienia wycelowała w niego bronią, która po chwili wypaliła. Krew trysnęła z jego piersi znacząc wyraźny szlak na framudze drzwi, a martwe ciało gangstera z impetem uderzyło w betonowy chodnik.
Alexis z miną pokerzysty przestąpiła próg i znalazła się wewnątrz zakładu szewskiego. Zza zamkniętych drzwi biura dało się usłyszeć stłumione głosy. Jeden z nich rozpoznała od razu. Hector...
 c.d.n.

_________________
Długo mnie nie było, wiem. I wiem, że to krótko, ale musiałam coś w końcu opublikować. Od powrotu nie było tu nic konkretnego. 'Zepnę się i postaram się jakoś fajnie napisać ciąg dalszy. :)
A teraz uciekam nadrobić część zaległości. ;)
I dziękuję (oficjalnie) Szatanowi za nominację do Liebster Awards. Notki nie będzie, ale odpowiedzi są w komentarzu. ;)

Obserwatorzy