10 czerwca 2014

FANFICTION: Sprawy Charlotte Wrigley ciąg dalszy II


Wszyscy trzej mężczyźni spojrzeli na Jane z zainteresowaniem. Co takiego mogła mieć do powiedzenia? Pierwszy zreflektował się John i podał dziewczynie krzesło by mogła usiąść. Holmes i Watson zajęli miejsca w swoich niezawodnych fotelach, Lestade natomiast oparł się o ścianę wkładając ręce do kieszeni płaszcza.
- Słuchamy, pani Nettles. - zaczął John. Sherlock zaś nie odzywał się ani słowem, odkąd dziewczyna pojawiła się w mieszkaniu. Słuchał i obserwował. Pierwszą rzeczą, która przykuła jego uwagę był folder, który Jane trzymała kurczowo w rękach, przyciskając go do piersi. Ewidentnie było tam coś ważnego, zapewne coś, co mogło rzucić jasne światło na całą sprawę i udzielić odpowiedzi na pojawiające się ciągle pytania. Na razie jednak panowie musieli wysłuchać tego, co miała do powiedzenia przyjaciółka denatki.
- Poznałam Charlotte na studiach. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy, stałyśmy się najlepszymi przyjaciółkami. Nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic. - zaczęła opowiadać Jane – Połączyła nas wspólna pasja, dziennikarstwo. Po studiach obie trafiłyśmy na praktyki do Park Gazette i ku naszej ogromnej radości, po praktykach zostałyśmy tam zatrudnione. To znaczy, ja cieszyłam się z tej posady, ale Charlotte była bardziej ambitna. Stwierdziła, że zrobi wszystko, by załapać się do którejś z większych londyńskich gazet. Potrzebowała tylko dobrego materiału, żeby móc się wybić. Stwierdziła, że największe możliwości da jej dziennikarstwo śledcze. I zaczęła szukać. Na początku napisała kilka artykułów o drobnych przestępstwach, ale nie było to nic znaczącego. Dopiero kilka miesięcy temu trafiła na coś ciekawego. W fabryce G&B Company miało miejsce kilka zagadkowych zgonów. Śladów jako takich było niewiele, więc policja szybko umorzyła śledztwo, twierdząc, że wszystkie te osoby popełniły samobójstwa i żaden zgon nie był powiązany z resztą. Charlotte w to nie wierzyła. Zaczęła szukać. A im dłużej szukała, tym gorsze rzeczy znajdowała. Każdy kolejny trop utwierdzał ją w przekonaniu, że pracownicy G&B Company zostali po prostu zamordowani. W końcu znalazła coś, czego nie powinna była znaleźć. Przez to zginęła. Ci sami ludzie, którzy zlecili 'sprzątnięcie' pracowników fabryki, zlecili także zabójstwo Charlotte, bo znalazła coś, co mogło im zaszkodzić. Nie wiem co to było, ale w tym folderze są wszystkie informacje, które udało jej się zebrać. - przerwała, podając papiery drżącymi rękoma Sherlockowi. Gdy ten je chwycił, ona przytrzymała dokumenty i patrząc detektywowi prosto w oczy dodała:
- Jeśli uda się panu znaleźć to, co znalazła Charlotte, rozwiąże pan zagadkę tajemniczych samobójstw w fabryce. A jeśli rozwiąże pan tą zagadkę, znajdzie pan też zabójcę Charlotte. - po tych słowach Jane puściła papiery pozwalając Holmesowi pogrążyć się w lekturze.

Panna Nettles opuściła mieszkanie detektywa, z nadzieją, a może raczej ze szczerą wiarą, że ten szybko znajdzie zabójcę jej przyjaciółki. Wyciągnęła rękę, by gestem przywołać taksówkę. Wsiadła do auta podając kierowcy adres. Ale przeoczyła jedną rzecz. Czarnego mercedesa, zaparkowanego po drugiej strony ulicy. Nie zwróciła także uwagi na to, że kiedy taksówka odjechała, ów mercedes ruszył za nią...

W pokoju na piętrze panował półmrok. Jedynym źródłem światła była lampa stojąca w rogu pomieszczenia. Sherlock siedział na podłodze, mając wzrok utkwiony w dokumentach rozłożonych wokół. John natomiast zajął miejsce w ulubionym fotelu, z kubkiem gorącej kawy w ręku. Północ minęła już dawno, a oni przez cały tan czas studiowali zawartość folderu, który dostali od Jane.
Z treści owych dokumentów wynikało, że G&B Company to spółka zajmująca się produkcją środków czyszczących. Główna siedziba firmy mieściła się w Londynie, sama fabryka zaś znajdowała się za miastem, kilkanaście kilometrów na południe. Najwyraźniej jednak, nie wszystko funkcjonowało tam zgodnie z prawem. Wśród dokumentów Sherlock znalazł zdjęcia, na których widać firmowe ciężarówki i ludzi rozładowujących ich zawartość, najprawdopodobniej odpady produkcyjne. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że robili to w lesie, po zmroku.
- Myślisz, że to Charlotte zrobiła te zdjęcia? - zapytał Watson.
- Nie sądzę. To raczej ktoś ze środka. Wrigley je kupiła, albo zdobyła w inny sposób. - odpowiedział detektyw.
- Może. A co z tymi pięcioma trupami z fabryki? -
- To właśnie jest interesujące. Pięć różnych osób, pięć samobójstw w jednej firmie w przeciągu kilku miesięcy. Śledztwo prowadził niejaki Tanner. Nie wiem, co to za fajtłapa, ale nie wierzę, że tak po prostu stwierdził, że ci ludzie sami się pozabijali. -
- Myślisz, że dał się przekupić? - doktor posłał przyjacielowi pytające spojrzenie.
- Może, a może go zastraszyli, może zaszantażowali. Jest kilka możliwości. W każdym bądź razie na pewno trzeba będzie się rozejrzeć po fabryce... -
- Co masz na myśli? - spytał John, ale nie usłyszał odpowiedzi. Zamiast tego patrzył, jak Holmes wstaje z podłogi i sięga po płaszcz.
- Sherlock, dokąd ty się wybierasz? Jest środek nocy! -
- ...I najlepsza pora na zbieranie informacji. - rzucił detektyw kierując się do wyjścia. Watson tylko westchnął i już bardziej do siebie dodał:
- Ok, to ty szukaj informacji, a ja się prześpię... -

Pierwsze promienie słońca przebiły się przez delikatną zasłonę okna, tym samym budząc dziewczynę. Przeciągnęła się na łóżku szeroko ziewając. Ten dzień miał wyglądać jak każdy poprzedni. Pobudka, prysznic, śniadanie i do pracy. Wszystko szło zgodnie z planem dopóki Jane nie otworzyła drzwi mieszkania. Na wycieraczce zobaczyła kartkę. Rozejrzała się, ale nikogo nie było w pobliżu. Podniosła więc znalezisko i zaczęła czytać. Z każdym kolejnym słowem była przerażona coraz bardziej. Zasłoniła ręką usta i wpatrywała się w tekst. Wiedziała już, że nie jest bezpieczna. Wiedziała też, że w tej sytuacji praca musi poczekać. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem, jakie w tej chwili widziała, było poproszenie o pomoc detektywa.

Nie spał już, ale nie miał ochoty wstawać. Perspektywa spędzenia nocy na kanapie tych kilka godzin temu wydawała się całkiem znośna. Teraz wiedział, że będzie musiał przecierpieć swoje. Kiedy usłyszał kroki na schodach miał nadzieję, że to on. Nie, Sherlock nie chodzi tak powoli. W takim razie to pewnie pani Hudson. Przetarł ręką po twarzy – znów starsza pani będzie myślała... A z resztą, niech sobie myśli co chce. W tym momencie rozległo się pukanie.
- Sherlock, masz gościa. - obwieściła stojąc jeszcze w progu kobieta.
- Sherlocka nie ma. - odezwał się John usiłując podnieść się z kanapy.
- Przepraszam... - wtrąciła się Jane – Ja muszę się pilnie zobaczyć z panem Holmesem. -
- Ale powtarzam, że go nie ma! - uniósł się doktor – Ach, to pani... A o co chodzi? - dodał już nieco spokojniej.
- O to... - szepnęła podając mężczyźnie kartkę. Tę samą kartkę, którą znalazła pod drzwiami. Tę, na której ktoś napisał dwa krótkie, ale treściwe zdania: "Jeśli on rozwiąże tą sprawę, oboje pójdziecie do piachu. Trzeba było zachować to i owo dla siebie."
John nie powiedział nic, tylko gestem pokazał Jane, by usiadła. W milczeniu sięgnął po telefon i zadzwonił do przyjaciela. Ten jednak nie odbierał. Watson wysłał mu wiadomość: "Jeśli ciągle żyjesz, to się odezwij, albo wróć na BS. Jest problem."
- Co teraz? - spytała nieśmiało panna Nettles.
- Nie wiem. Ale na pewno nie może teraz pani nigdzie się ruszyć sama. Najlepiej będzie, jeśli zostanie pani tutaj. - odpowiedział John, z zamyśleniem spoglądając w okno.

Szedł zamyślony ulicami Londynu nie zważając na to, czy ktoś idzie z naprzeciwka. Był zawiedziony. Bezdomni zwykle dostarczali mu potrzebnych informacji, tym razem niewiele udało mu się dowiedzieć. Właściwie nie dowiedział się niczego nowego, poza nazwiskiem prezesa, ale to niewiele wniosło do sprawy. Długo zastanawiał się, co robić, ale w końcu wymyślił. Nie będzie to proste, ale spróbować trzeba...
W tym momencie usłyszał znajomy dzwonek telefonu. Wyjął komórkę z kieszeni. John. Nie, w tym momencie nie miał ochoty na tłumaczenie gdzie jest i co robił pół nocy na mieście. Postanowił nie odbierać, ale po chwili przyszła wiadomość od doktora. Intrygująca wiadomość. Trzeba złapać taksówkę...
Jakieś pół godziny później był na miejscu, na Baker Street. Żwawym krokiem pokonał schody prowadzące do mieszkania i otworzył drzwi. John, Jane i pani Hudson siedzieli w pokoju spokojnie popijając herbatę.
- Cóż takiego się stało, że kazałeś mi natychmiast przyjeżdżać? - zapytał doktora zdejmując płaszcz.
- Proszę, oto co się stało. - lekarz podał Sherlockowi kartkę z groźbą. Holmes przeczytał ową informację i uśmiechnął się pod nosem.
- Dobrze. Zabawimy się... - detektyw utkwił wzrok w ścianie przed sobą.
- Proszę? - odezwała się nieśmiało Jane. Sherlock westchnął głośno.
- Posłuchajcie mnie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzał. Oto co zrobimy... -

 TO BE CONTINUED... again...

 
Dwa słowa na koniec. Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy będzie następna część. Będzie ona najważniejsza i zarazem najtrudniejsza, więc nie chcę się za bardzo śpieszyć. Ponadto... coś jest nie tak. Potrzebuję urlopu, kilku dni bez pisania. Sami widzicie, że jakość powyższej notki nie jest najlepsza. Jakoś w ogóle nie potrafię się skupić na pisaniu. Na pewno wcześniej, niż w następny czwartek nie dodam końcówki. Może nawet później...

4 komentarze:

  1. Rozumiem Cię. Ja też mam to od paru dni :/
    A tak to strasznie mi się podoba *,*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest tak źle jak myślisz :) Mnie się podoba, no bo Sherlock <3 I kochany doktor :3
    No, ale do rzeczy. Może nie za dużo rozdział wniósł, ale przyjemnie się go czytało. Tajemnicze samobójstwa powiadasz? I ta Charlotte musiał być straszliwie ciekawska. Ciekawość często prowadzi do grobu, w powieściach kryminalnych rzecz jasna ;) Holmes znów wydał mi się bardzo podobny do serialowego, tak jak i John (Matko, w szkole mnie tak przezywają xD Jestem Johnem H. W. xD LOL ). Ten spacer w środku nocy :3 Szczerze mówiąc już się bałam, że jednak Sherlocka dopadli i biją jakimś batem w jakiejś ciemnej piwnicy. Na szczęście nie, bo bym się chyba popłakała ( co robię bardzo rzadko xP )
    Tak więc, mi się podobało i mam nadzieję, że moja ciekawość dotycząca następnej części poprowadzi mnie w zgoła inne miejsce niż panią Charlotte ;)
    Pozdrawiam i weny życzę :*
    Ps. Przedostatni rozdział u mnie. Ostatnie drzwi, kłótnia i smutne rozstanie. (niekoniecznie w takiej kolejności xD )

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie, nie musisz się spieszyć. To musi być najlepsza część! Nawet lepiej gdy poświęcisz na to znacznie więcej czasu, też tak czasem mam, że pisanie nie idzie mi w ogóle i muszę przestać na jakiś czas, ale potem to wraca. Bez tego nie da się żyć. :) Co do tej części... akcja była prowadzona wyśmienicie, zarówno dialogi jak i opisy trzymały się świetnie. Nie przesadzaj, to co napisałaś jest świetne i równe Twojemu wysokiemu poziomowi, jaki prezentujesz. Powiem cichutko .. że nie mogę doczekać się finału.... :) Pozdrawiam i zapraszam na coś nowego na moim blogu, opowiadanie. Tym razem nie będzie krótkie, zmieszczone w jednym poście.. Pamiętaj, że zawsze czekam na Twoje opinie, bo bardzo mi się przydają.
    Pozdrawiam! :)



    OdpowiedzUsuń
  4. Ty kłamliwa bloggerko... weny nie masz? Dobrze jest. ten ozdział wcale nie wygląda na wymuszony a raczej na coś co szykuje grubszą sprawę, jeszcze możesz to okrecić na różne sposoby, więc wszystko może się zmienić... xD
    Choć zagadki detektywistyczne to nie mój klimat wciąż jestem ciekawa tej sprawy, co środki chemiczne mają wspólnego z morderstwami. Co oni w tej firmie robią, kasę piorą czy jak? o.o
    no ciekawa jestem co tu wymyślisz, pisz szybko. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy