Wszyscy trzej mężczyźni
spojrzeli na Jane z zainteresowaniem. Co takiego mogła mieć do
powiedzenia? Pierwszy zreflektował się John i podał dziewczynie
krzesło by mogła usiąść. Holmes i Watson zajęli miejsca w
swoich niezawodnych fotelach, Lestade natomiast oparł się o ścianę
wkładając ręce do kieszeni płaszcza.
- Słuchamy, pani Nettles. -
zaczął John. Sherlock zaś nie odzywał się ani słowem, odkąd
dziewczyna pojawiła się w mieszkaniu. Słuchał i obserwował.
Pierwszą rzeczą, która przykuła jego uwagę był folder, który
Jane trzymała kurczowo w rękach, przyciskając go do piersi.
Ewidentnie było tam coś ważnego, zapewne coś, co mogło rzucić
jasne światło na całą sprawę i udzielić odpowiedzi na
pojawiające się ciągle pytania. Na razie jednak panowie musieli
wysłuchać tego, co miała do powiedzenia przyjaciółka denatki.
- Poznałam Charlotte na
studiach. Szybko się zaprzyjaźniłyśmy, stałyśmy się
najlepszymi przyjaciółkami. Nigdy nie miałyśmy przed sobą
tajemnic. - zaczęła opowiadać Jane – Połączyła nas wspólna
pasja, dziennikarstwo. Po studiach obie trafiłyśmy na praktyki do
Park Gazette i ku naszej
ogromnej radości, po praktykach zostałyśmy tam zatrudnione. To
znaczy, ja cieszyłam się z tej posady, ale Charlotte była bardziej
ambitna. Stwierdziła, że zrobi wszystko, by załapać się do
którejś z większych londyńskich gazet. Potrzebowała tylko
dobrego materiału, żeby móc się wybić. Stwierdziła, że
największe możliwości da jej dziennikarstwo śledcze. I zaczęła
szukać. Na początku napisała kilka artykułów o drobnych
przestępstwach, ale nie było to nic znaczącego. Dopiero kilka
miesięcy temu trafiła na coś ciekawego. W fabryce G&B Company
miało miejsce kilka zagadkowych zgonów. Śladów jako takich było
niewiele, więc policja szybko umorzyła śledztwo, twierdząc, że
wszystkie te osoby popełniły samobójstwa i żaden zgon nie był
powiązany z resztą. Charlotte w to nie wierzyła. Zaczęła szukać.
A im dłużej szukała, tym gorsze rzeczy znajdowała. Każdy kolejny
trop utwierdzał ją w przekonaniu, że pracownicy G&B Company
zostali po prostu zamordowani. W końcu znalazła coś, czego nie
powinna była znaleźć. Przez to zginęła. Ci sami ludzie, którzy
zlecili 'sprzątnięcie' pracowników fabryki, zlecili także
zabójstwo Charlotte, bo znalazła coś, co mogło im zaszkodzić.
Nie wiem co to było, ale w tym folderze są wszystkie informacje,
które udało jej się zebrać. - przerwała, podając papiery
drżącymi rękoma Sherlockowi. Gdy ten je chwycił, ona przytrzymała
dokumenty i patrząc detektywowi prosto w oczy dodała:
- Jeśli
uda się panu znaleźć to, co znalazła Charlotte, rozwiąże pan
zagadkę tajemniczych samobójstw w fabryce. A jeśli rozwiąże pan
tą zagadkę, znajdzie pan też zabójcę Charlotte. - po tych
słowach Jane puściła papiery pozwalając Holmesowi pogrążyć
się w lekturze.
Panna
Nettles opuściła mieszkanie detektywa, z nadzieją, a może raczej
ze szczerą wiarą, że ten szybko znajdzie zabójcę jej
przyjaciółki. Wyciągnęła rękę, by gestem przywołać taksówkę.
Wsiadła do auta podając kierowcy adres. Ale przeoczyła jedną
rzecz. Czarnego mercedesa, zaparkowanego po drugiej strony ulicy. Nie
zwróciła także uwagi na to, że kiedy taksówka odjechała, ów
mercedes ruszył za nią...
W pokoju
na piętrze panował półmrok. Jedynym źródłem światła była
lampa stojąca w rogu pomieszczenia. Sherlock siedział na podłodze,
mając wzrok utkwiony w dokumentach rozłożonych wokół. John
natomiast zajął miejsce w ulubionym fotelu, z kubkiem gorącej kawy
w ręku. Północ minęła już dawno, a oni przez cały tan czas
studiowali zawartość folderu, który dostali od Jane.
Z treści
owych dokumentów wynikało, że G&B Company to spółka
zajmująca się produkcją środków czyszczących. Główna siedziba
firmy mieściła się w Londynie, sama fabryka zaś znajdowała się
za miastem, kilkanaście kilometrów na południe. Najwyraźniej
jednak, nie wszystko funkcjonowało tam zgodnie z prawem. Wśród
dokumentów Sherlock znalazł zdjęcia, na których widać firmowe
ciężarówki i ludzi rozładowujących ich zawartość,
najprawdopodobniej odpady produkcyjne. Nie byłoby w tym nic
dziwnego, gdyby nie fakt, że robili to w lesie, po zmroku.
-
Myślisz, że to Charlotte zrobiła te zdjęcia? - zapytał Watson.
- Nie
sądzę. To raczej ktoś ze środka. Wrigley je kupiła, albo zdobyła
w inny sposób. - odpowiedział detektyw.
- Może.
A co z tymi pięcioma trupami z fabryki? -
- To
właśnie jest interesujące. Pięć różnych osób, pięć
samobójstw w jednej firmie w przeciągu kilku miesięcy. Śledztwo
prowadził niejaki Tanner. Nie wiem, co to za fajtłapa, ale nie
wierzę, że tak po prostu stwierdził, że ci ludzie sami się
pozabijali. -
-
Myślisz, że dał się przekupić? - doktor posłał przyjacielowi
pytające spojrzenie.
- Może,
a może go zastraszyli, może zaszantażowali. Jest kilka
możliwości. W każdym bądź razie na pewno trzeba będzie się
rozejrzeć po fabryce... -
- Co
masz na myśli? - spytał John, ale nie usłyszał odpowiedzi.
Zamiast tego patrzył, jak Holmes wstaje z podłogi i sięga po
płaszcz.
-
Sherlock, dokąd ty się wybierasz? Jest środek nocy! -
- ...I
najlepsza pora na zbieranie informacji. - rzucił detektyw kierując
się do wyjścia. Watson tylko westchnął i już bardziej do siebie
dodał:
- Ok, to
ty szukaj informacji, a ja się prześpię... -
Pierwsze
promienie słońca przebiły się przez delikatną zasłonę okna,
tym samym budząc dziewczynę. Przeciągnęła się na łóżku
szeroko ziewając. Ten dzień miał wyglądać jak każdy poprzedni.
Pobudka, prysznic, śniadanie i do pracy. Wszystko szło zgodnie z
planem dopóki Jane nie otworzyła drzwi mieszkania. Na wycieraczce
zobaczyła kartkę. Rozejrzała się, ale nikogo nie było w pobliżu.
Podniosła więc znalezisko i zaczęła czytać. Z każdym kolejnym
słowem była przerażona coraz bardziej. Zasłoniła ręką usta i
wpatrywała się w tekst. Wiedziała już, że nie jest bezpieczna.
Wiedziała też, że w tej sytuacji praca musi poczekać. Jedynym
rozsądnym rozwiązaniem, jakie w tej chwili widziała, było
poproszenie o pomoc detektywa.
Nie spał
już, ale nie miał ochoty wstawać. Perspektywa spędzenia nocy na
kanapie tych kilka godzin temu wydawała się całkiem znośna. Teraz
wiedział, że będzie musiał przecierpieć swoje. Kiedy usłyszał
kroki na schodach miał nadzieję, że to on. Nie, Sherlock nie
chodzi tak powoli. W takim razie to pewnie pani Hudson. Przetarł
ręką po twarzy – znów starsza pani będzie myślała... A z
resztą, niech sobie myśli co chce. W tym momencie rozległo się
pukanie.
-
Sherlock, masz gościa. - obwieściła stojąc jeszcze w progu
kobieta.
-
Sherlocka nie ma. - odezwał się John usiłując podnieść się z
kanapy.
-
Przepraszam... - wtrąciła się Jane – Ja muszę się pilnie
zobaczyć z panem Holmesem. -
- Ale
powtarzam, że go nie ma! - uniósł się doktor – Ach, to pani...
A o co chodzi? - dodał już nieco spokojniej.
- O
to... - szepnęła podając mężczyźnie kartkę. Tę samą kartkę,
którą znalazła pod drzwiami. Tę, na której ktoś napisał dwa
krótkie, ale treściwe zdania: "Jeśli on rozwiąże tą
sprawę, oboje pójdziecie do piachu. Trzeba było zachować to i owo
dla siebie."
John nie
powiedział nic, tylko gestem pokazał Jane, by usiadła. W milczeniu
sięgnął po telefon i zadzwonił do przyjaciela. Ten jednak nie
odbierał. Watson wysłał mu wiadomość: "Jeśli ciągle
żyjesz, to się odezwij, albo wróć na BS. Jest problem."
- Co
teraz? - spytała nieśmiało panna Nettles.
- Nie
wiem. Ale na pewno nie może teraz pani nigdzie się ruszyć sama.
Najlepiej będzie, jeśli zostanie pani tutaj. - odpowiedział John,
z zamyśleniem spoglądając w okno.
Szedł
zamyślony ulicami Londynu nie zważając na to, czy ktoś idzie z
naprzeciwka. Był zawiedziony. Bezdomni zwykle dostarczali mu
potrzebnych informacji, tym razem niewiele udało mu się dowiedzieć.
Właściwie nie dowiedział się niczego nowego, poza nazwiskiem
prezesa, ale to niewiele wniosło do sprawy. Długo zastanawiał się,
co robić, ale w końcu wymyślił. Nie będzie to proste, ale
spróbować trzeba...
W tym
momencie usłyszał znajomy dzwonek telefonu. Wyjął komórkę z
kieszeni. John. Nie, w tym momencie nie miał ochoty na tłumaczenie
gdzie jest i co robił pół nocy na mieście. Postanowił nie
odbierać, ale po chwili przyszła wiadomość od doktora.
Intrygująca wiadomość. Trzeba złapać taksówkę...
Jakieś
pół godziny później był na miejscu, na Baker Street. Żwawym
krokiem pokonał schody prowadzące do mieszkania i otworzył drzwi.
John, Jane i pani Hudson siedzieli w pokoju spokojnie popijając
herbatę.
- Cóż
takiego się stało, że kazałeś mi natychmiast przyjeżdżać? -
zapytał doktora zdejmując płaszcz.
-
Proszę, oto co się stało. - lekarz podał Sherlockowi kartkę z
groźbą. Holmes przeczytał ową informację i uśmiechnął się
pod nosem.
-
Dobrze. Zabawimy się... - detektyw utkwił wzrok w ścianie przed
sobą.
-
Proszę? - odezwała się nieśmiało Jane. Sherlock westchnął
głośno.
-
Posłuchajcie mnie uważnie, bo nie będę dwa razy powtarzał. Oto co
zrobimy... -
TO BE CONTINUED... again...
Dwa
słowa na koniec. Nie jestem w stanie powiedzieć kiedy będzie
następna część. Będzie ona najważniejsza i zarazem
najtrudniejsza, więc nie chcę się za bardzo śpieszyć. Ponadto...
coś jest nie tak. Potrzebuję urlopu, kilku dni bez pisania. Sami
widzicie, że jakość powyższej notki nie jest najlepsza. Jakoś
w ogóle nie potrafię się skupić na pisaniu. Na pewno wcześniej,
niż w następny czwartek nie dodam końcówki. Może nawet
później...
Rozumiem Cię. Ja też mam to od paru dni :/
OdpowiedzUsuńA tak to strasznie mi się podoba *,*
Nie jest tak źle jak myślisz :) Mnie się podoba, no bo Sherlock <3 I kochany doktor :3
OdpowiedzUsuńNo, ale do rzeczy. Może nie za dużo rozdział wniósł, ale przyjemnie się go czytało. Tajemnicze samobójstwa powiadasz? I ta Charlotte musiał być straszliwie ciekawska. Ciekawość często prowadzi do grobu, w powieściach kryminalnych rzecz jasna ;) Holmes znów wydał mi się bardzo podobny do serialowego, tak jak i John (Matko, w szkole mnie tak przezywają xD Jestem Johnem H. W. xD LOL ). Ten spacer w środku nocy :3 Szczerze mówiąc już się bałam, że jednak Sherlocka dopadli i biją jakimś batem w jakiejś ciemnej piwnicy. Na szczęście nie, bo bym się chyba popłakała ( co robię bardzo rzadko xP )
Tak więc, mi się podobało i mam nadzieję, że moja ciekawość dotycząca następnej części poprowadzi mnie w zgoła inne miejsce niż panią Charlotte ;)
Pozdrawiam i weny życzę :*
Ps. Przedostatni rozdział u mnie. Ostatnie drzwi, kłótnia i smutne rozstanie. (niekoniecznie w takiej kolejności xD )
Spokojnie, nie musisz się spieszyć. To musi być najlepsza część! Nawet lepiej gdy poświęcisz na to znacznie więcej czasu, też tak czasem mam, że pisanie nie idzie mi w ogóle i muszę przestać na jakiś czas, ale potem to wraca. Bez tego nie da się żyć. :) Co do tej części... akcja była prowadzona wyśmienicie, zarówno dialogi jak i opisy trzymały się świetnie. Nie przesadzaj, to co napisałaś jest świetne i równe Twojemu wysokiemu poziomowi, jaki prezentujesz. Powiem cichutko .. że nie mogę doczekać się finału.... :) Pozdrawiam i zapraszam na coś nowego na moim blogu, opowiadanie. Tym razem nie będzie krótkie, zmieszczone w jednym poście.. Pamiętaj, że zawsze czekam na Twoje opinie, bo bardzo mi się przydają.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :)
Ty kłamliwa bloggerko... weny nie masz? Dobrze jest. ten ozdział wcale nie wygląda na wymuszony a raczej na coś co szykuje grubszą sprawę, jeszcze możesz to okrecić na różne sposoby, więc wszystko może się zmienić... xD
OdpowiedzUsuńChoć zagadki detektywistyczne to nie mój klimat wciąż jestem ciekawa tej sprawy, co środki chemiczne mają wspólnego z morderstwami. Co oni w tej firmie robią, kasę piorą czy jak? o.o
no ciekawa jestem co tu wymyślisz, pisz szybko. pozdrawiam!