2 grudnia 2013

If I fall, will you be there... ?

I hear the train approaching.
It´s speeding up towards me
to punch me off the ledge.
 You know that you can stop me,
just say the word and I´m free,
and save me from this mess.

If I fall, will you be there, when I come to my senses?
If I fall, will I fade away alone?
If I fall, will the demons or the angels take me?
If I fall...

 


 
- Meg, przejrzyj na oczy! Jak długo jeszcze zamierzasz być dla niego workiem treningowym? -
- Przestań, to nie tak... -
- A jak? Mała, od trzech lat patrzę jak się staczasz. On cię niszczy. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Zwłaszcza psychicznie. Nie dość, że traktuje cię jak służącą to jeszcze bije... I to nie jest pierwszy raz. Wybacz mi skarbie, ale mi kitu o dziurze w chodniku nie wciśniesz... -
- Diane, ty nic nie rozumiesz... To nie jego wina. Wrócił z pracy, był zmęczony... to ja powinnam... -
- Dziewczyno, czy ty siebie słyszysz? -
- Wiesz co? To nie ma sensu. Mam dość tej bezcelowej rozmowy. Przepraszam, muszę wracać do domu. - blondynka chwyciła torebkę i czym prędzej wyszła z kawiarenki głucha na słowa przyjaciółki. Diane nie miała pojęcia, co robić. Oparła głowę na rękach, chowając twarz w nienaturalnie zimnych dłoniach.

Mijały kolejne tygodnie, ale sytuacja się nie uległa poprawie. Wręcz przeciwnie. Okazało się, że Meg zaszła w ciążę. Ten tyran, damski bokser Jack miał zostać ojcem... Diane długo rozmyślała o sytuacji przyjaciółki. Nie mogła sobie darować, że nie zareagowała wcześniej. Znała Jacka od wielu lat, wiedziała jaki on jest, a mimo to pozwoliła by jej siostra wyszła za niego za mąż. Tak, siostra, bo choć dziewczyny nie były ze sobą spokrewnione, łączyła je niemal siostrzana więź. A teraz właśnie ważyły się losy tej przyjaźni. Diane próbowała przemówić Meg do rozsądku, ale ta nie słuchała. Ślepo wpatrzona w męża wierzyła w jego bezgraniczną miłość. Nie wiedziała tylko, że w piątkowe wieczory nie wychodził z kumplami na piwo, ale budował opinię najlepszego i najczęstszego klienta jednego z miejscowych burdeli...


Tak jak się spodziewała Diane, następne miesiące nie przyniosły zmian, a Jack każym swoim zachowaniem pokazywał, że jest skończonym dupkiem. Cierpliwość kobiety w końcu się wyczerpała. W końcu w grę wchodziło zdrowie, a może nawet życie jej przyjaciółki i nienarodzonego maleństwa. Postanowiła działać.

Pierwszym krokiem było wynajęcie detektywa. Miał pilnować Jacka dzień i noc i zbierać dowody jego wybryków i zdrad. Zaczęła też organizować pieniądze na dobrego prawnika. Obiecała sobie, że choć wcześniej zawiodła, teraz pomoże Meg wyplątać się z tego toksycznego związku.

Detektyw przyniósł pierwsze zdjęcia już po niecałych dwóch tygodniach. I to nie byle jakie zdjęcia. Z takimi dowodami szanse na wygranie sprawy rozwodowej wzrosły conajmniej dwukrotnie. Pozostało tylko przekonać Meg do złożenia pozwu...
- Chyba oszalałaś! Nie ma mowy! To mój mąż. Ja kocham jego, a on mnie. I będziemy mieli dziecko! Nie zostawię go, nie będzie żadnego rozwodu! -
- Meg zrozum on nie jest taki, jak się wydaje. Meg on... On cię zdradza. - Diane podała przyjaciółce kopertę ze zdjęciami, ale ona nawet nie wyciąnęła po nią ręki.
- Ja wiem o co ci chodzi. Jesteś zazdrosna. Najzwyczajniej w świecie mi zazdrościsz... -
Diane spojrzała na przyjaciółkę nie wierząc w to, co słyszy. Ręce jej opadły, zupełnie jak gdyby straciła wszystkie fizyczne siły.
- Meg, co ty bredzisz...? -
- Nie wyszło ci z Davidem, więc postanowiłaś odbić mi faceta? I to w tak perfidny sposób? A może pomyślałaś, że skoro ty jesteś samotna, to ja też powinnam? Że nie mam prawa być szczęśliwa z mężem, podczas gdy ty nawet chłopaka nie masz? Nie spodziewałam się tego po tobie. Chciałaś odebrać ojca mojemu dziecku... Nie, nie pozwolę ci na to. Nie zniszczysz naszej miłości! - w tym momencie kobieta wstała i wymierzyła siarczysty cios w policzek romówczyni, po czym odwróciła się i ruszyła ku wyjściu.


Minęły kolejne tygodnie. Termin porodu Meg zbliżał się wielkimi krokami. Kobieta żałowała, że nie ma przy niej Diane, ale po tym co od niej usłyszała postanowiła ograniczyć kontakty do niezbędnego minimum, nieświadoma jak wierną towarzyszką była brunetka. Ta bowiem choć uszanowała wolę przyjaciółki i odsunęła się w cień, cały czas szukała okazji by zdemaskować Jacka przed Meg. Nie musiała długo czekać ani zbytnio się wysilać, bo sam mężczyzna zrobił to za nią.

Cała sytuacja miała miejsce, gdy Meg była już w ósmym miesiącu ciąży. Tego wieczora Jack wybrał się gdzieś z kumplami celebrować urodziny jednego z nich. Wrócił dziwnie wcześnie, bo krótko po północy, ale zdążył już się porządnie napić. Meg podniosła się z łóżka słysząc jak kolejne naczynia lądują na podłodze. Stanęła w progu i przyglądała się jak ukochany demoluje ich mieszkanie. Nagle zuważył ją i krzycząc w jej kierunku siarczyste przekleństwa podbiegł do kobiety. Ta patrzyła na niego przerażonymi oaczami. Jack kompletnie nie panował nad sobą. Za nic miał fakt, że ta kobieta nosi w sobie jego dziecko. Zaczął od mocnego uderzenia płaską dłonią w twarz. Wrzeszcząc na partnerkę i wyzywając ją najgorszych bił tak mocno jak potrafił. Kiedy upadła zaczął kopać. W żebra, w brzuch, dwa razy nawet w głowę. Meg lezała już nieprzytomna w kałuży krwi. Mężczyzna widząc szkarłatny płyn przestraszył się i uciekł.


Karetka. Szpial. Operacja. Diane siedząc przy łóżku, na którym leżała pobita Meg ze łzami w oczach myślała o tym, co się wydarzyło tej nocy. Ciągle wyrzucała sobie, że znowu zawiodła. Nie powinna była zostawiać przyjaciółki z tym potworem. Najgorsze było to, że w tym wszystkim najbardziej ucierpiało maleństwo. Straciło to, co miało najcenniejsze - życie. Lekarze próbowali je ratować, zrobili cesarkę, podawali lekarstwa, cały czas ktoś przy nim był. Niestety chłopiec nie przeżył nawet doby.

Meg była w śpiączce kilka dni. W tym czasie policja znalazła i aresztowała Jacka. Miał choć trochę honoru, żeby się nie wypierać winy. Czekały go teraz dwa procesy: jeden o pobicie, drugi rozwodowy...

Diane opiekowała się Meg przez cały okres leczenia w szpitalu i potem. Kobieta bardzo długo walczyła z depresją po śmierci dziecka. Tak naprawdę nigdy się z tego nie otrząsnęła, no bo jak? Tak bardzo kochała to maleństwo, a straciła je przez ukochanego mężczyznę... Jedynym pocieszeniem była dla niej Diane. Choć tak niesprawiedliwie potraktowała brunetkę, ona się od niej nie odwróciła. Była przy siostrze w najtrudniejszych chwilach. Przekonała się, co to jest prawdziwa przyjaźń...
 

Obserwatorzy