Even if the sky was crashing down,
And no light of day was to be found,
I will never break down.
You can say whatever I'll fight my way.
I would never be in your masquerade.
I will never break down.
I'm never gonna break down!
And no light of day was to be found,
I will never break down.
You can say whatever I'll fight my way.
I would never be in your masquerade.
I will never break down.
I'm never gonna break down!
Dziewczyna leżała
niespokojnie, co chwilę przekręcając się na drugi bok. Nie mogła
zmrużyć oka, nie tej nocy. Spojrzała na leżący obok poduszki
telefon. Ciągle milczał. Ze zrezygnowaniem opadła na poduszkę,
wypuszczając z płuc powietrze. Elektroniczny zegar stojący na
półce obok łóżka wskazywał dwadzieścia trzy minuty po
pierwszej.
Powoli zamknęła powieki
próbując uspokoić nienaturalnie szybko bijące serce. Wydarzenia
dzisiejszej nocy miały zadecydować o jej przyszłym życiu, o tym,
kim będzie. Jednak ciągle nie dzieje się nic. W duszy Alexis
powoli rodziły się wątpliwości. Najpierw dotyczyły tego, czy aby
na pewno postąpi słusznie biorąc w tym udział, ale z czasem
zaczęła tracić nadzieje na to, że zadzwoni.
Im dłużej się
zastanawiała, tym cięższe robiły się jej powieki i nie miała
sił, by je podnosić, choć wiedziała, że nie może zasnąć.
Czuwała przez kolejną godzinę, może trochę dłużej. Jednak w
końcu uległa zmęczeniu i pogrążyła się we śnie.
Była w jakiejś dużej
hali. Jedynym źródłem światła była mrugająca lampa, wisząca
tuż nad jej głową, jednak i to światło sięgało na odległość
zaledwie kilku metrów. Usłyszała kroki. Z mroku wyłoniła się
postać mężczyzny ubranego w garnitur, na głowie zaś miał
kapelusz. Nie znała go, ale domyślała się, kim on jest.
- Hector... -
szepnęła.
- Dla ciebie pan
Spencer. - odpowiedział mężczyzna z nieukrywaną pogardą. W tej
chwili zobaczyła pistolet w jego ręku. Spojrzała na broń
przestraszonym wzrokiem, ale po chwili, skarciwszy się w duchu za
okazywanie uczuć, z powrotem spojrzała na twarz mężczyzny.
Chociaż ta była zasłonięta przez kapelusz, dziewczyna mogłaby
przysiąc, że uśmiechnął się bezczelnie.
- Odpadasz... -
usłyszała, a po chwili lufa pistoletu mierzyła prosto w jej serce.
Lecz zamiast huku wystrzału usłyszała przerywane rytmicznie
buczenie. Rozejrzała się wokół. Mężczyzna zniknął, ale ten
charakterystyczny dźwięk stawał się coraz głośniejszy...
Otworzyła
oczy szeroko i zaczęła kojarzyć fakty. Buczenie... Wibracje!
Zerwała się do siadu niczym poparzona, jednocześnie sięgnęła po
dzwoniący telefon.
-
Halo! -
-
Mówiłem ci, żebyś nie spała, miałaś cierpliwie czekać... -
usłyszała niski, męski głos.
-
Dan, a ty miałeś zadzwonić. Czekałam, ale ile można... -
odpowiedziała z wyrzutem – Mniejsza o to. Mów co wiesz. -
- Za
godzinę, u szewca przy Preston Road. Lepiej nie nawal, bo skończysz
nafaszerowana ołowiem... - zakpił.
-
Powiedz mi coś, czego nie wiem. - rzuciła chłodno Alexis i
rozłączyła się. Westchnęła przeciągle, próbując tym dodać
sobie pewności. Jej serce znowu biło jak oszalałe. Spojrzała na
zegarek. Trzecia trzydzieści sześć. Pora przestać rozmyślać.
Pora zacząć działać...
Zaparkowała
swojego starego, czarnego mustanga w pobliżu zakładu szewskiego,
ale nie za blisko, żeby pozostać niezauważoną. Była na miejscu
dziesięć minut przed czasem, więc czekała. Radio cicho emitowało
kolejne dźwięki jakiejś piosenki. Alexis ostatni raz sprawdziła,
czy zabrała ze sobą wszystko, chociaż właściwie potrzebowała
tylko jednej rzeczy.
Nie
minęło pięć minut, kiedy pod zakład szewca podjechała
furgonetka, a za nią czarny SUV. Z drugiego auta wysiadło trzech
mężczyzn, ubranych w ciemne garnitury.
-
Pora wziąć się do roboty... - Alexis westchnęła i wysiadła z
samochodu. Ruszyła chodnikiem w kierunku wyznaczonego miejsca,
starając się zachować pozory. W końcu ma być tylko przechodniem.
Do czasu...
Im
była bliżej furgonetki, tym szybciej biło jej serce. Mimo stresu
zdołała opanować drżenie rąk. Wiedziała, że to, co za chwilę
zrobi albo zapewni jej przyszłość, albo pozbawi ją jej
całkowicie. Spojrzała na cel spod naciągniętego na głowę
kaptura. Dopiero teraz mogła dostrzec, że w aucie siedzi tylko
dwóch mężczyzn. Nie powinni zatem stanowić problemu.
Trzy.
Sporym krokiem ominęła kałużę. Dwa. Światło latarni już nie
padało na jej ciemną postać. Wsunęła rękę pod kurtkę. Jeden.
Szybkim ruchem wyciągnęła broń z tłumikiem, wymierzyła i
strzeliła. Drobiny szkła rozsypały się po mokrym asfalcie. Nie
spodziewający się niczego mężczyźni zastygli w bezruchu z
ołowiem w czaszkach. Po chwili zapadła cisza. Alexis stanęła
przed maską auta wpatrując się w swoje dzieło.
-
Będzie ze mnie dumny. - szepnęła smutno, kiedy z wnętrza budynku
wyszedł jeden z mężczyzn w garniturze. Zaskoczony tym, co
zobaczył, zastygł na chwilę nieruchomo. Ten moment wahania
przypłacił życiem, bowiem skupiona dziewczyna wykorzystała okazję
i bez zbytniego zastanowienia wycelowała w niego bronią, która po
chwili wypaliła. Krew trysnęła z jego piersi znacząc wyraźny
szlak na framudze drzwi, a martwe ciało gangstera z impetem uderzyło
w betonowy chodnik.
Alexis
z miną pokerzysty przestąpiła próg i znalazła się wewnątrz
zakładu szewskiego. Zza zamkniętych drzwi biura dało się usłyszeć
stłumione głosy. Jeden z nich rozpoznała od razu. Hector...
c.d.n.
_________________
Długo mnie nie było, wiem. I wiem, że to krótko, ale musiałam coś w końcu opublikować. Od powrotu nie było tu nic konkretnego. 'Zepnę się i postaram się jakoś fajnie napisać ciąg dalszy. :)
A teraz uciekam nadrobić część zaległości. ;)
I dziękuję (oficjalnie) Szatanowi za nominację do Liebster Awards. Notki nie będzie, ale odpowiedzi są w komentarzu. ;)
I dziękuję (oficjalnie) Szatanowi za nominację do Liebster Awards. Notki nie będzie, ale odpowiedzi są w komentarzu. ;)