Siedziałam
na łóżku wpatrzona w laptopa. Przeglądałam kolejne strony w
internecie, czytałam kolejne nie potrzebne mi do szczęścia
informacje. Wszystko po to, by jakoś zabić czas. Zbliżała się
północ, a mi ciągle nie chciało się spać. Jakieś dwie godziny
temu widziałam, jak Iris gasi światło w swoim pokoju. A ja mimo
zmęczenia nie potrafiłam zasnąć. Znowu...
Pamiętam
tę noc dokładnie. Każdy szczegół, każde uczucie, jakie mi
towarzyszyło. Zamykam oczy i widzę każdy obraz wyraźnie, jakbym
patrzyła na zdjęcie. A tak bardzo chciałabym zapomnieć...
Siedziałam
w kuchni z książką w ręku. Śledziłam kolejne zdania, wczuwając
się w emocje bohaterów. Oczyma wyobraźni widziałam wszystkie
wydarzenia, a działo się wiele. Właśnie rozgorzała walka.
Słyszałam zgrzyt zderzających się ze sobą mieczy i krzyki. Magia
literatury... Zaczytana nie zauważyłam, kiedy do pomieszczenia
weszła Iris.
-
Jeszcze nie śpisz? - spytała, choć w jej głosie nie było nawet
nuty zdziwienia.
-
Nie... W nocy czyta się najlepiej. - odpowiedziałam nie odrywając
się od lektury.
Iris
nalała sobie szklankę soku pomarańczowego i ruszyła do wyjścia,
jednak coś ją nagle zatrzymało.
-
Słyszałaś? -
-
Co? - spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. Nie musiała
odpowiadać. Zza okna dobiegały dziwne hałasy, dopiero teraz
zwróciłam na nie uwagę. Kazałam przyjaciółce zgasić światło,
po czym wstałam z krzesła i podeszłam do okna. Mimo panującego
wokół mroku, dostrzegłam w ogrodzie dwie postaci.
-
Drzwi są zamknięte? - spytałam, na co Iris pokiwała twierdząco
głową. Sięgnęłam do kieszeni po telefon. Chciałam zadzwonić na
policję. Jednak z moim szczęściem jest tak, że kiedy jest
potrzebne, bierze sobie urlop. Telefon był zupełnie rozładowany,
nie chciał się już nawet włączyć. Spojrzałam na przyjaciółkę.
-
Gdzie masz swój telefon? -
-
W pokoju, na górze. - odpowiedziała.
-
Idź po niego i dzwoń na policję. - powiedziałam nieco
rozkazującym tonem. Wiedziałam, że Iris bardzo się boi, też się
bałam, ale ktoś tu musiał trzeźwo myśleć. To nie była pierwsza
taka sytuacja, wiedziałam, że z wezwaniem policji nie należy
zwlekać. Dom, w którym wynajmowałyśmy pokoje znajdował się w
niezbyt bezpiecznej dzielnicy. Za dnia jeszcze jakoś dało się tu
żyć, ale po zmroku działy się różne rzeczy. Odkąd się tu
wprowadziłyśmy słyszałyśmy o dziesiątkach włamań, kilku
pobiciach, raz było nawet zabójstwo i gwałt. Obie chciałyśmy się
stąd jak najszybciej wynieść, ale jak na razie stać nas było
tylko na życie tutaj.
-
Cholera, nie mam zasięgu... - przeklęła Iris wracając do kuchni.
-
Próbuj dalej... - zachęcałam ją, starając się zachować spokój.
Dwie postaci nadal kręciły się po ogrodzie, a ja je uważnie
obserwowałam.
-
Emma, nie mogę, nie dodzwonię się... - Iris zaczynała panikować.
-
Spokojnie, daj mi ten telefon... - chwyciłam komórkę i próbowałam
wykręcić numer. Nic.
-
Cholera... - zaklęłam pod nosem. Odłożyłam telefon na szafkę i zaczęłam się rozglądać po kuchni. Szukałam czegoś, czym
można skrzywdzić ewentualnego napastnika. Chwyciłam dwa największe
noże jakie znalazłam. Jeden był dla mnie, drugi dałam Iris.
Wyjrzałam ostrożnie przez okno. Przyglądałam się uważnie, ale
nie wypatrzyłam nikogo.
-
Odeszli... - odetchnęłam z ulgą spoglądając na przyjaciółkę.
Uśmiechnęłam się do niej pocieszająco, widząc jej przerażenie.
Nieśmiało odwzajemniła gest. Wtedy rozległo się głośne
pukanie, a właściwie walenie. Zupełnie jakby ktoś kopał i bił
pięściami drzwi. Poczułam jak moje serce automatycznie
przyspieszyło.
-
Zostań tu. - nakazałam Iris, a sama, z nożem w ręku, poszłam
sprawdzić, kto się dobija do wejścia. Kiedy byłam w połowie
drogi, hałas ucichł. Podeszłam do drzwi i wyjrzałam przez wizjer.
Pusto. Zobaczyłam tylko ciemność. Myślałam, że to już koniec
przygód. Tymczasem to był dopiero początek …
Oparłam
się o ścianę próbując odetchnąć, kiedy usłyszałam dźwięk
rozbijanej szyby i przeraźliwy pisk Iris. Rzuciłam się w stronę
kuchni, z której dobiegał hałas. Nieomal zderzyłam się z
uciekającą w popłochu przyjaciółką, a widząc jej przerażenie,
wiedziałam, że nie jest dobrze. Ostrożnie zajrzałam do kuchni.
Dwóch mężczyzn właśnie wdrapywało się do pomieszczenia przez
okno. Fakt, że byliśmy na parterze działał tylko na ich korzyść.
Szybko
chwyciłam za klamkę i zamknęłam drzwi, zastawiając je stojącym
przy ścianie stolikiem. Nie zatrzyma to ich na długo, ale zawsze
warto spróbować. Ściskając w ręku kuchenny nóż, chwyciłam
przyjaciółkę za rękę i pociągnęłam ją za sobą na górę.
Musiałyśmy się gdzieś zabarykadować.
Biegnąc
na górę słyszałyśmy tylko, jak włamywacze wybijają szybę w
kuchennych drzwiach. Miałyśmy mniej czasu, niż sądziłam.
Spojrzałam
przez okno. Księżyc wisiał wysoko na niebie, jasno oświetlając
okolicę. Czułam, jak moje serce przyspiesza na myśl o tamtych
wydarzeniach. Coś nie pozwalało mi zapomnieć. Chciałam, ale nie
potrafiłam...
-
Daj telefon. - powiedziałam do Iris wbiegając do pokoju i zamykając
za sobą drzwi. Przekręciłam kluczyk w zamku, gdy dotarła do mnie
odpowiedź:
-
Ty go wzięłaś... - zamarłam w bezruchu. Fakt, ja go wzięłam. I
zostawiłam na szafce w kuchni. Cholera! Musiałyśmy wymyślić coś
innego.
-
Pomóż mi. - zawołałam koleżankę. Razem zastawiłyśmy drzwi
komodą. Zobaczymy co nam to da...
-
Musimy wiać... - powtarzałam pod nosem jak mantrę, jakby miało to
w czymś pomóc. Wyjrzałam przez okno. Za wysoko żeby skoczyć.
Słyszałam jak ci dwaj faceci tłuką się na dole, potem było
słychać kroki na schodach. Widocznie szukali łupów, czegoś, na
czym sporo zarobią. Tak myślałam. Nie wiedziałam, jak bardzo się
myliłam...
Nawet
nie zauważyłam, jak po moim policzku spłynęła słona łza...
Chodziłam
w tą i z powrotem po pokoju próbując coś wymyślić. Wtedy
usłyszałam huk. Jeden z nich zaczął dobijać się do drzwi. Iris
spanikowana zerwała się z łóżka, na którym przed chwilą
siedziała i przywarła plecami do najbliższej ściany, jak gdyby
mogła ona stanowić jakąś ochronę.
Mężczyźni
próbowali dostać się do pokoju krzycząc coś niezrozumiale. Nie
wiedziałam co mogę zrobić, by ratować siebie i przyjaciółkę. I
wtedy stało się coś, czego się nie spodziewałam, czego nie
przewidziałam. Drzwi były w sporej części oszklone. A dokładniej
mówiąc drewniana była tylko rama o szerokości kilkunastu
centymetrów. Napastnikom udało się zbić szybę. Pokonanie komody
nie stanowiło już dla nich większego problemu...
W
przedpokoju zaświeciło się światło. Dopiero to zwróciło moją
uwagę. I dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie siedzę już
przy laptopie, ale wciskam się w kąt łóżka, rękami obejmując
nogi i opierając głowę na kolanach. Drzwi powoli się otworzyły,
a stanęła w nich zaspana Iris.
-
Wszystko w porządku? - zapytała.
-
Tak, tak. Idź spać. - zbyłam ją próbując niezauważalnie otrzeć
płynące z mych oczu łzy. Ciemność panująca w pomieszczeniu
działa na moją korzyść.
-
Ok. Dobranoc. -
-
Dobranoc. -
Było
ich dwóch. Podchmieleni i śmierdzący. Bezdomni. Ubrani w jakieś
łachmany. W rękach trzymali jeszcze nie dopite butelki piwa. Z ich
twarzy nie schodziły podłe uśmiechy.
-
No patrz co nam się trafiło. - zaczął jeden. Jego kompan nie
odpowiedział, ale nie chcąc tracić czasu, wolał od razu przejść
do rzeczy. Widziałam jak pożądliwym wzrokiem patrzy na Iris. A ona
stała nieruchomo przy tej zimnej ścianie. Sparaliżowana strachem
nie potrafiła się ruszyć. Zauważyłam tylko jak niemo szepcze
moje imię. Oczekiwała pomocy...
Ścisnęłam
mocniej nóż w ręce i podjęłam szybką decyzję. Korzystając z
tego, że drugi mężczyzna, zamiast mnie atakować, wolał opróżnić
butelkę, zerwałam się z miejsca i wymierzyłam ostrze w napastnika
Iris. Niestety w porę odchylił się, więc nie zatopiłam noża w
jego plecach, a tylko go skaleczyłam. Wtedy rozpętało się
prawdziwe piekło...
Kompan
rannego rzucił się na mnie i ciałem przygwoździł do ziemi. Nie
miałam możliwości ruchu. Mężczyzna ścisnął moje nadgarstki
tak mocno, że czułam, jak w rękach przestaje mi krążyć krew.
-
Takaś odważna? - wrzasnął, a alkoholowy odór z jego ust sprawił,
że niewiele brakowało, bym zwróciła kolację. Odwróciłam głowę
w bok. Iris ciągle stała przy ścianie trzęsąc się ze strachu.
'Dziewczyno, zrobiłabyś coś, cokolwiek!' skarciłam ją w myślach.
Ale szybko dotarło do mnie, że nie mogę tego od niej wymagać. Już
raz to przeszła, jak była nastolatką. Jej ojczym...
W
tym momencie moją uwagę zwróciło coś innego. Mężczyzna,
którego raniłam, wyciągnął pasek ze spodni. Patrzyłam jak
zbliża się do mnie. Próbowałam się wyrywać, ale z marnym
skutkiem. Po chwili miałam już związane ręce.
-
Najpierw zajmiemy się tobą, bohaterko. Ślicznotka będzie na
później... - mężczyzna, który mnie trzymał spojrzał pożądliwie
na Iris. Widziałam w jej oczach paraliżujący strach, który
uniemożliwiał jej jakikolwiek ruch. Widziałam łzy spływające po
jej policzkach...
Nagle
poczułam silny ból na twarzy. Właśnie dostałam pierwszy cios w
policzek. I nie ostatni. I o ile pierwszy został wymierzony otwartą
dłonią, za każdym kolejnym razem obrywałam pięścią. Trzymający
mnie mężczyzna, korzystając z faktu, że mam związane ręce,
puścił moje nadgarstki, by zedrzeć ze mnie bluzkę. Ale to nie
wystarczyło. Po chwili leżałam na podłodze naga, przytrzymywana
przez jednego z napastników, podczas gdy drugi bił mnie i
gwałcił...
Wstałam
gwałtownie z łóżka i usiadłam na jego brzegu. Oparłam łokcie
na kolanach, twarz ukrywając w dłoniach. Moje serce waliło, jakby
chciało wyskoczyć z piersi. Cała się trzęsłam, nie wiem czy z
zimna, czy z emocji. Do oczu cisnęły się łzy, ale nie chciałam
płakać. Nie miałam już sił, by znowu płakać...
Więcej
nie pamiętam. Straciłam przytomność. Wiem tylko, że sąsiedzi,
zaniepokojeni hałasem, wezwali policję. Przyjechali, zanim tamci
zdążyli skrzywdzić Iris. To dobrze. Ona jest taka delikatna...
Wystarczająco dużo przeszła, chociaż niczym sobie na to nie
zasłużyła. Ja jakoś dam radę. Jestem silna. Czeka mnie jeszcze
wiele nieprzespanych nocy, ale dam radę. Gdyby to znowu spotkało
Iris... Nie miałabym już przyjaciółki... Straciłabym ją na
zawsze... Ale mam ją przy sobie. Musimy zadbać o siebie nawzajem. W
końcu nie mamy nikogo więcej, tylko siebie. Ja jestem jej nadzieją,
a ona jest tym samym dla mnie.