Miałeś
kiedyś uczucie, że przeszłość cię dopada? Że ze zdwojoną siłą
wraca coś, o czymś bardzo chciałeś zapomnieć, coś, co chciałeś
wymazać, by nie wiedział o tym nikt, nawet ty sam? Życie w dniu
naszych narodzin jest białą, czystą kartką. Z każdą chwilą, z
każdym słowem, gestem, czynem wypisujemy na niej różne głupoty.
Kto z nas ich nie popełnia? Znasz kogoś takiego? Ja nie. A prawda
jest taka, że wszystko co robimy jest głupotą, bo z czasem okazuje
się, że gdybyśmy zrobili inaczej, pewnie wyszlibyśmy na tym
lepiej. Ale cóż, taka jest ludzka natura – popełniać błędy, a
potem je naprawiać. Tylko nie zawsze tak się da. A los jest tak
wredny, że za wszelką cenę nie dopuści, byś zapomniał o błędach
z przeszłości i będzie kładł ci pod nogi wszelkie możliwe
przeszkody. Tylko od ciebie zależy, czy mu się poddasz, czy
upadniesz, by już nie powstać, czy pozwolisz, by niszczył cię od
środka sentymentami i wyrzutami sumienia. Wątpisz? Pozwól, że
opowiem ci pewną historię. A właściwie, moją historię. Do dziś
pamiętam wszystko bardzo dokładnie, chociaż wolałbym zapomnieć.
>>Niestety, nie potrafię...<<
Wojsko
od zawsze było moim marzeniem. Chciałem iść w ślady ojca.
Chciałem, żeby mógł być ze mnie dumny. On był bohaterem
wojennym, ja chciałem go naśladować. Dlatego postanowiłem, że
zostanę zawodowym żołnierzem. Z perspektywy czasu coraz częściej
myślę, że to była jedna z wielu głupot w moim życiu. Zwłaszcza,
że matka ze łzami w oczach błagała, mówiła, że nie chce
stracić syna, tak jak straciła męża. Ale ja się uparłem.
Potem
było już z górki. Do dziś pamiętam szkolenia, pierwszy wyjazd na
front, pierwszą poważną bitwę. Dawałem radę. Postanowiłem więc
sięgnąć wyżej i tak zwykły szeregowy stał się komandosem. >>
Kolejna życiowa głupota. <<
Jednak
nie chcę ci opowiadać o tym, jak to było na wojnie. Wiele było
takich opowieści, ja nie mam już nic do dodania. A to, co osobiste
chcę zachować dla siebie. Tak wolę. Chciałbym raczej pomówić o
tym, co było później.
Gdy
po latach służby wróciłem do rodzinnego miasteczka, musiałem
znaleźć sobie jakieś zajęcie. Wraz z kumplem otworzyliśmy
warsztat samochodowy. Chciałem rozwijać zaniedbane hobby.
Zastanawiasz się, skąd ten ironiczny uśmiech na mojej twarzy? Za
chwilę się dowiesz...
Przez
pierwszych kilka miesięcy jakoś się to wszystko kręciło, chociaż
nie było łatwo. Ale byłem zadowolony. Może jeszcze nie do końca
szczęśliwy, ale zadowolony. Aż do pamiętnej nocy z 23 na 24
października. Przyszli tu. Znaleźli mnie. Przeszłość mnie
dopadła szybciej niż się spodziewałem. A spodziewałem się tego.
Życie jest zbyt podłe by pozwolić zapomnieć...
Prawda
jest taka, że służbę w wojsku skończyłem kilka miesięcy
wcześniej, niż się wszystkim wydaje. Można powiedzieć, że
zmieniłem branżę. Przeszedłem na ciemną stronę, choć nie do
końca z własnej woli.
Kiedy
jeszcze byłem w wojsku poznałem... Poznałem Rachel. >>
Nie! Nie pokazuj uczuć... << Była...
była ładna. Nie, raczej była najśliczniejszą i najdelikatniejszą
istotą jaką kiedykolwiek dane mi było spotkać. Co więcej, ta
krucha istotka z jakiegoś powodu pokochała właśnie mnie. >>
Zwolnij. Głos ci się łamie, a byłeś komandosem idioto... <<
W każdym bądź razie, to ona
miała po mnie przyjechać, gdy kończyłem służbę. I mieliśmy
razem zamieszkać. Ale nie przyjechała. Po prostu się nie pojawiła.
Poprosiłem kumpla o przysługę. Podwiózł mnie do miasta. Pod jej
dom. I wtedy zaczął się koszmar... >> Uspokój
się. Trzy oddechy...Tylko trzy... <<
Kiedy
tylko podszedłem do drzwi wyczułem, że coś jest nie tak. Były
uchylone. A Rachel... Ona zawsze zamykała je na klucz, chociaż to
była dość bezpieczna dzielnica. Ale mieszkała sama. Miała prawo
się bać... >> Moja mała... << Przestraszyłem
się nie na żarty. Wszedłem, wołałem ją, obszedłem cały dom,
ale było pusto. Wszędzie pusto... I wtedy zadzwonił jej domowy
telefon. Podniosłem słuchawkę i mnie najzwyczajniej w świecie
zamurowało. Od razu rozpoznałem ten głos. Charles Donovan. Mój
dowódca z czasów, gdy jeszcze byłem szeregowcem. Plotki stały się
faktem. Donovan, niegdyś wzorowy żołnierz i powszechnie poważany
człowiek stał się 'grubą rybą', ale, że tak to ujmę, po
drugiej stronie. Właśnie rozmawiałem z szefem jednego z większych
karteli narkotykowych. Co więcej, ten szmaciarz miał Rachel.
Słyszałem jej głos. Słyszałem jak krzyczała, błagała, żebym
jej pomógł. >> Spokojnie. Opanuj emocje... <<
Donovan
wykombinował sobie, że będzie jego kartą przetargową. Miałem
zrobić coś dla niego, w zamian dostając z powrotem całą i zdrową
Rachel. Co ty byś zrobił na moim miejscu?
Nie
miałem innego wyjścia. Zgodziłem się. Dla niej...
Następnego
dnia już byłem w trasie. Co miałem zrobić pytasz? Właściwie to
niewiele. Miałem... zabić kogoś. Gość nazywał się Erick Burdy.
Nie pytaj mnie kim był, bo sam tego nie wiem. Dostałem tylko
nazwisko i adres. Z resztą nie chciałem więcej wiedzieć. Po co?
Miałem zrobić swoje i odzyskać Małą. >> Fuck.
Powiedziałeś to głośno. A miało być bez uczuć, pamiętasz
bałwanie?? <<
Dlaczego
ja? Dlaczego mnie wybrał Donovan? Bo słyszał o mnie to i owo.
Wiedział, że jestem dobry, że na wojnie pozbawiłem życia wielu
ludzi, że nie będę miał skrupułów, że się nie zawaham.
Właśnie kogoś takiego potrzebował. Zgadza się, mógł wynająć
płatnego zabójcę, ale jak sama nazwa wskazuje musiałby zapłacić
i to słono. A ja miałem zrobić robotę za darmo, a właściwie za
Rachel. A ponadto potrzebował kogoś, komu ufał. A mi ufał. Znał
mnie.
Znalezienie
Burdy'ego nie było wcale takie łatwe. Jak się okazało ukrywał
się w jakiejś zapyziałej norze gdzieś w lesie, kilkanaście
kilometrów od najbliższego miasta. Trochę musiałem pokrążyć po
okolicy, zanim trafiłem. Ale z drugiej strony przynajmniej mogło
obyć się bez zbędnych świadków. Tylko ja i on. Tylko jeden z nas
mógł odejść żywy...
Przez
chwilę obserwowałem dom. Szybko zorientowałem się, że jest tam
sam. Idealnie. Podszedłem bliżej, wślizgnąłem się do środka.
Siedział w salonie przed telewizorem, tyłem do wejścia. Idiota w
ogóle się nie zorientował. Wlewał tylko w siebie kolejny litr
piwa i zagryzał chipsami. Popatrzyłem nawet chwilę na ekran
telewizora. Leciała jakaś marna komedia. Pomyślałem, że dodam
jeden żart od siebie. Przyłożyłem mu broń do skroni i
pozdrowiłem od Donovana. W następnej sekundzie Burdy już nie żył.
Z
samochodu zadzwoniłem do 'szefa'. Nie bierz tego nazbyt poważnie.
Był moim wrogiem, nie zamierzałem być jego chłopcem na posyłki.
Chciałem tylko odzyskać Rachel. Donovan podziękował i w wysłał
mi wiadomość z adresem. Tam miałem ją znaleźć. Uwierzyłem.
Pędziłem na złamanie karku. Chciałem ją jak najszybciej uwolnić,
wziąć w ramiona i przytulić mocno, pocałować jej bladoróżowe
usta... >> Przestań! <<
Nie
minęło dziesięć minut, a już byłem na miejscu. To było dziwne
miejsce. Jakby stara fabryka. Dookoła było pusto. Musiałem
przeszukać budynki. Straciłem nad sobą kontrolę. Biegałem w tą
i z powrotem jak opętany... W końcu... W końcu trafiłem na
wielkie, metalowe drzwi. Pchnąłem je i... Zobaczyłem ją...
Siedziała na krześle, przywiązana do niego, tyłem do wejścia.
Miała głowę spuszczoną w dół. Było ciemno, żadnych okien.
Tylko otwarte drzwi wpuszczały słabą łunę światła. Dlatego nie
zauważyłem tego wcześniej... >> Spokojnie. Opanuj się...
Tak ku**wa, łatwo mówić...<<
Podszedłem,
dotknąłem jej jeszcze ciepłego ciała. Tak, jeszcze ciepłego. Nie
reagowała, gdy wypowiadałem jej imię. Uniosłem jej głowę i
zobaczyłem stróżkę krwi, która jeszcze wypływała z dziury w
jej czole...
Przepraszam.
Daj mi chwilę... >> Rachel. Moja mała Rachel...
Przepraszam... Nie rycz! Jesteś ku**wa komandosem, czy nie?! <<
Chwilę
później dostałem wiadomość. „Świetnie załatwiłeś sprawę,
jestem z ciebie dumny. Niestety twoja dziunia nie była taka
grzeczna. To dlatego. Jednego z chłopaków poniosło. Naprawdę mi
przykro. Inaczej to planowałem. C.D.”
Nie
masz pojęcia co wtedy czułem. Ta wściekłość i bezradność,
gniew i pragnienie zemsty...
Jeszcze
wtedy nie wiedziałem, że za kilka miesięcy nadarzy się okazja.
Po
tych wydarzeniach wróciłem na stare śmieci i chciałem ułożyć
życie od nowa. Ale przeszłość mi nie pozwalała. Za dnia
pracowałem, nocami snułem kolejne plany tego, co zrobię Donovanowi
kiedy go w końcu znajdę, co będzie go najbardziej bolało, przez
co będzie najbardziej cierpiał. Albo żeby po prostu sprzątnąć
tego jednego śmiecia z powierzchni ziemi.
W
końcu nadeszła noc z 23 na 24 października. Pamiętam dokładnie.
Było już po północy, ale ja jeszcze siedziałem w warsztacie nad
Seatem sąsiada. Miałem mu wymienić tarcze hamulcowe. Niby nic, ale
jakoś wcześniej nie miałem czasu się nim zająć. Mieliśmy wtedy
warsztat pełen aut do zrobienia, większość była w kiepskim
stanie. I przyszli. Donovan i jego dwóch osiłków. Śmiać mi się
chciało, naprawdę. Tłumaczył, że mu przykro, ale musi pozbyć
się wszelkich świadków. Mnie również. Wtedy zrozumiałem, że
Rachel nie zginęła dlatego, że „jednego z chłopaków poniosło”.
Po prostu za dużo widziała. Była zbędnym świadkiem. Tak jak ja.
Z tą różnicą, że ja mogłem się bronić, bo miałem i siłę i
umiejętności. Ona nie...
Chcieli
mnie sprzątnąć po cichu, więc nie wyciągnęli broni. Chcieli...
Krótko mówiąc chcieli mi ukręcić łeb. Zaskoczyłem ich, bo się
nie poddałem. Dla Rachel. Chciałaby, żebym walczył, żebym się
nie poddał. Chciałem żyć dla niej, bo jak długo żyję ja, tak
długo żyć będzie to, co nas połączyło... >>
Zamilcz... <<*
Jeden
dostał kluczem francuskim w skroń. Z drugim siłowałem się trochę
dłużej, ale w końcu jego kark się poddał. Został mi tylko
Donovan. Ale chyba szkoda mu było eleganckiego garnituru, bo nie
cackał się. Najzwyczajniej w świecie chwycił za broń i wymierzył
we mnie. Zabawne. Ciągle miałem wrażenie, że nie jest do końca
świadom z kim ma do czynienia. Uśmiechnąłem się tyko pod nosem.
Dzieliły nas dosłownie dwa kroki. Spojrzałem na niego. Był taki
pewny siebie. Żałuj, że nie widziałeś, jak zrzedła mu mina,
kiedy jednym szybkim ruchem wykręciłem mu rękę tak, że teraz
broń celowała prosto w jego serce. Zaczął grać na zwłokę.
Gadał żebym strzelał, śmierć za śmierć. Owszem, ale nie tak
szybko. Silnym kopnięciem w brzuch położyłem go na ziemi. Potem
połamałem mu ręce i nogi. Kopałem, biłem pięściami jego ciało.
Żył, ale był nieprzytomny. Poczekałem chwilę, a kiedy wróciły
mu resztki świadomości zrobiłem to samo, co on zrobił Rachel.
Przyłożyłem mu lufę broni do głowy dokładnie między oczami. I
nacisnąłem spust.
Nie.
Nie żałuję. Jednego sku***syna na ziemi mniej.
Pytasz
po co ci to opowiadam. Wiesz, w życiu każdego człowieka nadchodzi
taki moment, że czuje, że jego koniec jest blisko. Nie znasz dnia
ani godziny, ale wiesz, że koniec w końcu nadejdzie. I spisujesz
testament. Albo list. Dla potomnych. Niech wiedzą co się działo w
twoim chorym umyśle. To jest tak jakby mój list. Możesz go
opowiadać komu chcesz. Rób to. Kiedy stąd wyjdziesz, o ile stąd
wyjdziesz, niech wszyscy się dowiedzą z kim siedziałeś. I
pamiętaj, nigdy nie zapomnisz o swoich błędach. Życie ci na to
nie pozwoli. Prędzej czy później i ciebie przeszłość dopadnie.
Pytanie tylko, co wtedy zrobisz. Stchórzysz i dasz się zniszczyć?
Czy przeciwstawisz się jej i zawalczysz?
*Gwoli
ścisłości: (dla tych co się nie domyślili) teksty w >>...<<
to myśli, których główny bohater nie wypowiada głośno. To
słowa, które kieruje do samego siebie.
I znowu muszę się wytłumaczyć. Tytuł opowiadania tym razem jest inny, niż tytuł piosenki, bo po prostu nie pasuje. Za to piosenka sama w sobie pasuje jak najbardziej, zwłaszcza jeśli chodzi o klimat. Dzięki niej pokonałam trwającą kilka ostatnich tygodni niemoc twórczą i napisałam praktycznie całość za jednym podejściem. :)
ENJOY!